niedziela, 10 maja 2020

Do Flamenco trzeba dwojga - rozdział 3 FINAŁ


III
Czwartek w stajni był już dniem wakacyjnym, więc było mnóstwo ludzi, był to drugi dzień obozu jeździeckiego. Siostry były spakowane na cały dzień pełen wrażeń. Wzięły ze sobą jakiś obiad, który zrobiły poprzedniego dnia w nocy do odgrzania, zjadły śniadanie i ruszyły do Stajni Taurus.

Weronika zauważyła swojego chłopaka, Adama. Na koniec roku miał ciężki okres w szkole, ale teraz jest wolnym człowiekiem. Blondynka od razu rzuciła mu się w ramiona. Karina wzięła plecaki, zamknęła auto i ruszyła prosto do świetlicy. Tam już zaczynała się wrzawa na obozowe zajęcia po jazdach. Dni były dosyć ciepłe i jeźdźcy obozowi uznali, że wolą mieć zajęcia na placu o 7 rano kiedy gzy nie gryzą, albo wyjechać w teren niż siedzieć na hali. Dzięki temu pani Zuza mogła zrobić Karinie i Flamenco jazdę właśnie w tym terminie. Ten turnus był dla najmłodszych – trwał tylko 4 dni, ale kucyki i tak będą miały odpoczynek po tej grupie!
-Dzień dobry wszystkim! - przywitała się
-Karina! - podbiegła do niej dziewczynka w rudych kitkach
-Hej Zośka! Jesteś na obozie?
Dostała odpowiedź twierdzącą. Zosia to radosna i bardzo odważna dziewczynka. Uwielbia adrenalinę. Spytała się Kariny, o której będzie jeździć. Usłyszała to pani Zuza.
-Karina wsiada za półtorej godziny, pouczymy się dzisiaj na jej przykładzie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, Karo?
-Czuję się zaszczycona!
Obozowicze ucieszyli się i dali temu wyraz radosnym okrzykiem. Karina zabrała swoje rzeczy do jazdy i poszła się przebrać.

Ubrana na zielono (no halo, musi pasować do sprzętu Flamka!) wyszła ze swietlicy do stajni młodziaków, nie było to daleko. Najpierw chciała przynieść sprzęt, a potem dopiero konia, by nie musiał czekać i się nudzić. Znając jego grację mógłby się zaplątać, albo utknąć… Lepiej nie myśleć. Tym razem będzie go szykować przy kółku.

Jak tylko Flamenco usłyszał kroki zbliżające się w jego stronę, wysunął łeb z boksu, by sprawdzić kto idzie. Na widok Kariny machnął głową.
- No hej, kochany, jak się masz?
Dała mu przysmak, zaczepiła uwiąz i wyszła ze stajni go wyszczotkować. Jeździli na hali i nie planowali szaleństw, ale i tak wolała zrobić mu na grzywie warkocze. Na ogonie zaplotła mu dobierańca – w końcu będą mieć publiczność! Karina uwielbiała widownię, ale często się stresowała – była perfekcjonistką. Bała się źle wypaść. Cały sprzęt był już na koniu, amazonka również była gotowa. Zdjęła swojemu koniowi kantar z szyi i zauważyła, że obozowicze już idą na halę na trybuny. Od razu zawiązał jej się supełek w żołądku. Flamenco zaczął się udzielać stres i zaczął niespokojnie iść. Dotarli koniec końców na halę. Na trybunach była również Weronika, jej kumpele oraz Adam, zaciskający kciuki.
- Dzisiaj, moi drodzy, zobaczycie pracę z młodym, wrażliwym koniem jakim jest ten rumak. Kto wie jak on ma na imię?
Zapadła cisza. Odezwała się Weronika.
- To najlepszy na świecie Flamenco i jeździec światowej klasy Karina Milewska!
Dzieci się zaśmiały. Karina się uśmiechnęła i wsiadła na konia. Na początku jazdy zostało objaśnione na czym będą polegać ćwiczenia. Najpierw będzie trening jazdy na woltach, a później przejście do położonych płasko drążków w kłusie. Na trybunach panowała cisza, obozowicze obserwowali jak ich starsza koleżanka jeździ i chłonęli wiedzę. Karina zaczęła się stresować, koń zaczął to odczuwać. Instruktorka stała pośrodku i zaczęła to dostrzegać.
- Okej, wjedźcie teraz na woltę.
Flamenco znów zaczął potrząsać głową i kłusować drobnymi kroczkami.
- I teraz widzicie jak wygląda zestresowany jeździec.
Karina spojrzała przepraszająco, ale pani Zuza od razu ją uspokoiła.
- Karina została uprzedzona co do tego konia i zaczęła przygodę z nim od nerwów i złego nastawienia. W niedzielę mieli miłe przygody w terenie, chyba nawet się polubili. Teraz, gdy jest publiczność, znów zaczyna się stres, co widać po koniu.
Amazonka dostała polecenie, żeby sobie rozluźnić plecy. Spróbowała to wykonać, trochę się uspokoić i zapomnieć o publiczności. Wyjechała z wolty i zrobiła kilka głębokich wdechów.
- Chyba już mi lepiej – powiedziała po chwili z lekkim uśmiechem
Widać to było po koniu. Chodził rozluźniony, złapał chętnie kontakt i czekał na dalsze polecenia. Instruktorka kontynuowała.
- Flamenco jest koniem bardzo wrażliwym na emocje. Każdy koń jest lustrem naszych uczuć względem świata i niego. Jak my jesteśmy spięci i niechętni do pracy – koń również. Dlatego ważne jest, żebyście się nie stresowali. Każdy z nas słyszał, jaki ten koń jest trudny i nie do jazdy. A teraz zobaczcie jak Karina ładnie z nim wygląda i pracuje. Teraz poproszę Cię o najazd w kłusie na drążki. Spokojnym kłusem na sam środek.
Karina wzięła głęboki oddech i na spokojnie najechała drążki. Tak, jakby to był koń co chodzi w szkółce pod najmłodszymi. Flamenco trochę chciał spłynąć z obranej drogi, ale amazonka wskazała mu łydką, gdzie ma jechać. Zaowocowało to przejazdem w całkiem niezłym stylu, mimo potknięciu się na końcówce. Pochwaliła konia gradem miłych słów, a z trybun poleciały oklaski. Wykonała przejazd jeszcze kilka razy, po czym zagalopowała. Ogier był tak zadowolony, że delikatnie sobie bryknął.

Po jeździe brunetka rozsiodłała konia i postanowiła go umyć.
- Byłeś dzisiaj fantastyczny! Nie ma takiej pary jak my dwoje, co?
Na horyzoncie zjawiła się znajoma twarz. To była Zosia z Asią.
- Karina, świetnie dzisiaj jeździłaś! Też bym chciała mieć taką więź z koniem!
Dziewczyna zaśmiała się.
- To nie chodzi chyba o więź. Po prostu do jazdy konnej trzeba dwojga. Jak koń ma jechać z naburmuszonym lub zestresowanym jeźdźcem to też nie będzie chciał współpracować. Na kogo wsiadacie na jazdę popołudniu?
- Ja na Dianę, a Asia na…
- Wsiadam na Belfra, nie mogę się doczekać! Jest kochany i śliczny!
Cała trójka się zaśmiała.
- Diana jest fajnym koniem dla ciebie, dogadacie się – powiedziała Karina
- Może… Ja tam wolę konie co lubią iść do przodu, a Diana jest chyba na mnie za spokojna.
- No to masz okazję, by się cieszyć jazdą i popracować nad sobą, jak koń ci daje taką możliwość!
Zosia zastanowiła się chwilę i przyznała jej rację. Podziękowały za radę i pobiegły do świetlicy czegoś się napić. Karina kończyła ściągać wodę z Flamenco. Odwiązała go i poszła w stronę stajni, śpiewając Bo do Flamenco trzeba dwojga. Bo to sama prawda.

poniedziałek, 4 maja 2020

Do Flamenco trzeba dwojga - rozdział 2


II

Karina wróciła do domu absolutnie padnięta, ale mimo tego nie mogła zasnąć. Z nerwów – co to będzie w terenie? Udało jej się jednak odpłynąć w krainę snów na jakiś czas, ale nie wstała w najlepszej formie. Spakowała się i zeszła na dół. Tam już była Weronika, czekała na siostrę ze śniadaniem. Karo się nieco zdziwiła, widok był doprawdy niecodzienny. Blondynka od razu pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Uznałam, że jak wstanę szybciej i zrobię śniadanie, to szybciej wyjedziemy.
Zaśmiały się obie i na spokojnie zjadły parówki i jajecznicę. Miały naprawdę masę czasu do początku jazdy. Karina posprzątała po śniadaniu i zaczęły się pakować.
- Na kim jedziesz Werka?
Dziewczyna zastanowiła się.
- Chciałam na Pastela wsiąść, ale sama nie wiem czy nie powinnam wziąć kogoś innego. Może coś podpowiesz?
- Hmmm… ja biorę Flamenco, może weźmiesz Macho? Będziemy we dwie na andaluzach, może być zabawnie.
Weronice spodobał się ten pomysł, rzadko miała okazję jeździć na Macho, dosłownie dwa lub trzy razy. Wsiadły do auta i ruszyły w trasę.

Tym razem przyjechały gdy był już gwar na podwórzu. Najmłodsi wolontariusze omiatali stanowiska do czyszczenia i podlewali kwiaty. Ci starsi natomiast powoli zaczynali się szykować w wolontariacki teren. Weronika od razu wypatrzyła swoje najlepsze przyjaciółki: Magdę, Sarę i Agatę. Każda z nich miała swojego ulubieńca, ale też zostały namówione na zmiany koni. Grafik był niesamowicie pokreślony ich sugestiami, koniec końców markerem, z milionami strzałek zostały napisane ostateczne wybory. Karina, oczywiście, miała Flamenco. Weronika – Macho. Magda, która uwielbiała gniadego skoczka o imieniu Maxihammer, dostała ujeżdżeniowego Funfundzwanzig. Agata, uwielbiająca spokojną, ale zawsze pomagającą w razie pomyłki, Sumę dostała trochę bardziej wymagającą Topolę. O tyle dobrze, że oba konie są siwe! Natomiast Sara, która całkiem lubiła szkółkową i spokojną Darkię postanowiła się zmierzyć z sportowym, acz też spokojnym, Minaretem. Oprócz nich w terenie miały pojawić się jeszcze cztery osoby i pan Dariusz, który też był widziany z koniem, który niezbyt do niego pasował. Przynajmniej wizualnie.
-Freestyle? - zdziwiła się Sara – przecież on nas wszystkich poniesie w pole.
Instruktor uśmiechnął się do Kariny.
- A może nie pod panem Darkiem? Nie oskrażajmy Styla od razu, może się spisze?
I grupka rozeszła się szykować swoje wierzchowce.

Brunetka podeszła do boksu w stajni młodziaków. Flamenco ją rozpoznał, nie podszedł do niej ciekawsko, praktycznie zignorował. Ale była na to przygotowana. Wyjęła z kieszeni koński smakołyk i skusiła go by podszedł.
- Hej, jestem Karina, a ty? Poznajmy się na nowo - powiedziała z uśmiechem.
No przysmakowi nie mógł odmówić, zjadł z chęcią i trącił jej kieszeń, by sprawdzić czy ma coś jeszcze. Dziewczyna się uśmiechnęła. Polubiła tego konia, potrafi być naprawdę rozczulający. Wzięła andaluza na uwiąz i powędrowała do stanowisk do czyszczenia. Nie miała ochoty stać sama przy kółku obok stajni.

Czyszczenie przebiegło w wesołej atmosferze. Flamenco po prostu był sobą – parskał tam gdzie nie powinien, nadepnął raz Karinę i strącił siodło ze stojaka. Drużyna w szampańskich nastrojach wyruszyła na duży plac, aby wsiąść, wyregulować strzemiona, popręgi i trochę postępować. Karina nie musiała nic regulować, wczoraj na nim jeździła i wszystko pasowało. Flamenco i Macho wyglądali obok siebie obłędnie. Koniec końców pan Darek dał sygnał do wyjazdu w kierunku lasu.

Konie szły zrelaksowane, ale wciąż dość czujne. Freestyle co jakiś czas próbował zakłusować, ale doswiadczony instruktor umiał sobie z tym poradzić. Wyjechali na dróżkę, na której można na spokojnie zakłusować. Freestyle zerwał się nagle, ale po chwili się uspokoił. Flamenco w drugą stronę: niezbyt mu się chciało jechać kłusem, najchętniej to by cały czas jechał stępem. Macho natomiast wesoło ruszył, dopiero wtedy kary ogier pojechał szybszym chodem. Karina była na całkowitym luzie, cieszyła się chwilą. Z czasem koń również zaczął się cieszyć jazdą na wolności. Po chwili przerwy przyszedł czas na galop. Instruktor Dariusz dał Stylowi sygnał i ogier puścił się do przodu, ciężko było go opanować. Drugim koniem w kolejności był na szczęście w pełni opanowany Minaret, który spokojnie poczekał na sygnał swojej amazonki. Sara postanowiła trochę odczekać, aż instruktor opanuje swojego rumaka, ale zobaczyła jak wyprzedza ją Zbigniew na arabskiej Sonacie w pełnym galopie. Andaluzy również się rwały do galopu. Dało się usłyszeć pana Darka:
- No co tak wolno, spróbujcie mnie dogonić!
I wszyscy pojechali galopem gonić czołowego. Flamenco był tak nakręcony i radosny, że nawet sobie niespodziewanie bryknął, na szczęście Karina to wysiedziała. W tym szaleńczym pościgu nie miała za bardzo czasu na myślenie, ale przebiegła jej przez głowę jedna myśl: mogła związać Flamkowi grzywę. Prawie nic nie widziała, przez to, że wpadała jej do oczu!

Koniec końców grupa dogoniła instruktora, jako pierwszy oczywiście był Zbigniew z Sonatą – jej rzadko kto umiał dorównać szybkością. Rozkłusowali konie na miłej, leśnej dróżce i przeszli do stępa. Nawet Freestyle trzymał już łeb w dole i nie w głowie było mu brykanie. Zarówno jeźdźcy, jak i konie, nie mieli sił i marzyli, by dojechać do stajni.

Zsiadanie odbyło się na dużym placu. Jeźdźcy odprowadzili je potem na stanowisko do czyszczenia i rozsiodływali dzieląc się wrażeniami. Najbardziej rozemocjonowane były najmłodsze uczestniczki terenu: Maja i Kinga. Pan Dariusz to ich ojciec i doskonale wiedział, że na tych koniach dadzą sobie radę. Maja dostała szetlandkę Mimozę, a Kinga mini szetlandkę Góralkę – oba kucyki są absolutnymi aniołkami, ale umieją dać moc w galopie. Cała reszta wolontariuszy nie miała sił by rozmawiać i sluchali relacji sióstr.
- A najlepsze było jak nas Sonata wyprzedziła! Prawie nie utrzymałam Mimozy, też chciała pobiegać!
Wolontariusze kończyli rozczyszczać konie i została jeszcze jedna rzecz…
- Kto pierwszy do myjki! - krzyknęła Magda i ze swoim siwkiem pobiegła do miejsca, gdzie można było koniowi spłukać nogi
Od razu stworzyła tam się kolejka, Karina jednak miała inny pomysł. Wzięła wiaderko, podeszła do biura i napełniła je wodą. Po czym zamoczyła szczotkę i w ten sposób dała ochłodę nogom Flamenco. Ten stał i prawie przysypiał. Gdy skończyła, podrapała go między uszami.
- Wiesz co, podoba mi się ten twój styl życia. Ale musimy też trochę popracować, wiesz o tym?
Parsknął, oczywiście prosto w twarz Kariny.
- No… jest to jedna z tych rzeczy które niezbyt w tobie lubię. Ale nawet to ma swój urok.
-O, rozmawiasz z koniem! To już coś! - Weronika wracała z mokrym Macho by mu zdjąć nadmiar wody z sierści.
- Tak, polubiliśmy się. Chciałabym z nim popracować trochę częściej.
Zaśmiały się obie, Macho przejechał pyskiem po plecach Werki, zostawiając jej na plecach brudną pamiątkę.
- Czy bycie okropnym fleją to wspólna cecha wszystkich andaluzów? - przewróciła oczami
- Mam nadzieję, że nie.

Konie zostały odholowane do boksów, powoli na terenie stajni robił się porządek. Na małym placu była tylko dwójka dzieci na oprowadzance z panią Darią i panem Dariuszem. Słońce też powoli zachodziło, część wolontariuszy pojechała do domu. Pani Zuza zaczęła rozdawać siano, Karina postanowiła do niej podejść.
- Dzień dobry, mogę mieć pytanie?
- Zawsze możesz mieć pytanie, ale czy ono jest do mnie?
- Tak tak.
- Bierz za widły i możemy rozmawiać.
Brunetka chwyciła narzędzie i podeszła do balotu siana. Chwyciła potężną porcję i dała Hoplicie.
- Następną jazdę mam w czwartek, mogę mieć Flamenco?
- Polubiliście się, hm? Wiedziałam, że odpowiednio do niego podejdziesz.
Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię.
- W zasadzie to sama bym na to nie wpadła. Pomógł mi…
- Pan Darek? Wiedziałam, że ci pomoże. Kto jak nie on?
Zaśmiały się.
- Czyli mogę Flamka?
- Oczywiście. Ale następnym razem już bierzesz kogoś innego, nie możesz ciągle go brać, nawet Weronika robi sobie przerwy od Pastela – powiedziała z uśmiechem instruktorka, nabierając porcję siana.
Do stajni weszła Weronika z Agatą, żeby pomóc z rozdawaniem siana. Zostały skierowane już do kolejnej stajni, tu już była końcówka pracy.

Po godzinie konie były najedzone zarówno sianem jak i owsem i innymi dodatkami. Weronika i Karina zapakowały plecaki i podeszły jeszcze do stajni młodziaków pożegnać się z ulubieńcami. Wsiadły do samochodu i ruszyły do domu, gdzie od razu padły wykończone na łóżka i zasnęły.

niedziela, 3 maja 2020

Do Flamenco trzeba dwojga - rozdział I


I
Piękny czerwcowy poranek. W perspektywie wakacje i ciepłe dni pełne zabawy i… koni! Z tą myślą wstała Weronika w ostatnią sobotę przed końcem roku szkolnego. Wprost nie mogła się doczekać spędzania całych dni ze swoim ulubionym koniem, Pastelem. Nie mówiąc o przyjaciółkach i chłopaku. Ubrała się, chwyciła w biegu ciastko…
- Nie myśl, że wyjedziemy zanim zjemy coś porządnego.
To Karina, jej siostra. Zdała niedawno prawo jazdy i dzięki temu mogły jeździć samochodem zamiast PKS. Dziewczyny na pierwszy rzut oka totalnie nie wyglądały na siostry. Karina miała czarne włosy do ramion, a Weronika z kolei blond za łopatki. Karina lubiła się ładnie i sportowo ubrać do stajni, a Weronika.. zgadliście, ubierała cokolwiek. No i tak jak w tej sytuacji. Blondynka najchętniej nic by nie jadła przed wyjściem, ale na szczęście starsza siostra czuwała na straży porządnych śniadań. Wstawiła chleb do tostera.
- Nie rób takiej miny, tylko wstaw wodę na herbatę. Będzie szybciej.
- Czy ty chociaż raz nie możesz wrzucić na luz rano? - rzuciła Weronika z wyrzutem
- Mogłabym, ale wtedy byłabyś głodna już o jedenastej.
Na to już Weronika nie wiedziała co odpowiedzieć, więc usiadła przy stole w kuchni. Z sypialni rodziców doszedł hałas, znaczący że też właśnie wstali. Po chwili byli już na dole.
- Hej dziewczyny, wy jeszcze w domu? - zapytał ojciec
- Też się właśnie dziwię! - odpowiedziała z wyrzutem Weronika
Karina uśmiechnęła się pod nosem i zalała herbatę. Wyskoczyły tosty z tostera. Mama je wyjęła, nasmarowała masłem i podała na talerzach dziewczynom. Przez chwilę było cicho, gdyż wszyscy jedli lub pili. Jednak gdy tylko Karina skończyła jeść mama miała pytanie.
- O której planujecie powrót do domu?
- Oj to zależy od…
- Karo! Na litość boską! - Weronika już nie mogła usiedzieć na miejscu – Jeśli teraz zaczniecie gadać to nie skończycie do wieczora!
Mama się zaśmiała, Karina przewróciła tylko oczami, ale z uśmiechem. Młodsza z sióstr chwyciła resztkę tosta w rękę i zaczęła się ubierać.
- Ale wiesz, że musisz na mnie poczekać…?
- KARINA NIE OSŁABIAJ MNIE, TY TO ROBISZ SPECJALNIE!
Dopiła herbatę i faktycznie trochę zagęściła ruchy. Dzisiaj miała w planach specjalny trening.

Droga przebiegła w ciszy, bo nadąsana Weronika włączyła głośniej radio. Gdy dojechały na miejsce nie było jeszcze za wiele ludzi.
- No i co marudo, zdążyliśmy.
W odpowiedzi usłyszała jedynie pomruki. Dziewczyny poszły odłożyć swoje manatki do szatni. Po drodze spotkały już dwójkę jeźdźców, najwyraźniej spóźnionych na zajęcia. Tak biegli z siodłami że aż strach patrzeć. Przywitały się i sprawdziły rozpiskę dnia w korytarzu. Jazda Weroniki miała być za godzinę, Karina tuż po niej. Blondynka zamiast swojego ukochanego Pastela dostała mniej lubianą przez nią Karafkę.
- Ale z ciebie szczęściara!
- Wolałabym mojego Pastela. A ty kogo masz?
- Już patrzę…. Flamenco? Nigdy na nim nie jeździłam, ale nie słyszałam o nim za wiele dobrego.
Weronika próbowała odszukać w pamięci, kiedy ktoś jeździł na tym koniu, ale nie umiała sobie przypomnieć. Kary koń andaluzyjski niedawno został zajeżdżony. Ogólnie był grzeczny na jazdach, ale z całego serca nie lubił drążków: obojętnie czy leżały na płasko czy nie. Z tego względu nie dało się z nim nic zrobić: dla początkujących się nie nadawał, a dla zaawansowanych był oznaką płaskiego treningu bez drążków. Siostry odeszły od tablicy i zaczęły się szykować.

Karina miała o wiele więcej czasu, więc postanowiła poznać swojego konia trochę bardziej. Podeszła do stajni szóstej, gdzie stały młode konie i odszukała Flamenco. Doskonale znała jego miejsce – stał obok Pastela, a tam bywały z siostrą bardzo często. Andaluz wystawił pysk do bramki gotowy na pogłaskanie, które otrzymał.
-Hej przystojniaku, mamy dzisiaj jazdę. Cieszysz się?
Dmuchnął na nią i wrócił do skubania słomy.
-No tak, tryskasz entuzjazmem.
Siodlarnia stajni szóstej znajdowała się na drugim jej końcu. To i tak lepiej, reszta stajen miała stajnię obok hali! Karina weszła do boksu konia, zapięła mu uwiąz i poszła na zewnątrz go wyczyścić. Jako, że rzadko chodził, to też rzadko ktoś go czyścił i był cały w kurzu. Zdecydowanie konie korzystały z padoków w pełni. Po chwili Karina miała na sobie więcej kurzu niż on.
- No dzięki. To będzie fantastyczna jazda skoro tak zaczynamy znajomość.
Obrócił do niej łeb i dmuchnął – znowu w twarz biednej Kariny. Uśmiechnęła się i zaczęła rozczesywać mu grzywę, a było co czesać. Flamenco stał spokojnie, co jakiś czas odganiając muchy ogonem. Oczywiście musiał to zrobić gdy brunetka czyściła mu tylne kopyta i oberwała ogonem w twarz. No nie jest to najszlachetniej zachowujący się andaluz – pomyślała. Dokończyła czyszczenie i szybko podbiegła po siodło i ogłowie. Na zegarze było dopiero wpół, ale przynajmniej zdąży z wyprzedzeniem. Zachwyciła się tym, jaki sprzęt miał Flamenco. Czaprak z geometrycznymi wzorami w pastelowych odcieniach i do tego ochraniacze zielone z holograficznego materiału.
-Ale ty jesteś stylowy chłopie, szkoda że się tak nie zachowujesz.
Ubrała go bez większych problemów i, korzystając z nadmiaru czasu, zrobiła mu fryzurę siateczki na grzywie, by się nie zaplątać z wodzami. Trochę to trwało, ale efekt był tego wart! Co się nie dojeździ to się dowygląda. Ruszyli zatem na plac.

Na placu Weronika już stępowała na Karafce, to oznaczało, że następna osoba może już wsiadać. Na placu były całkiem wysokie przeszkody: miały w okolicy metra.
-Widzę, że dzisiaj wysokie loty były! Fajnie chodziła?
Weronika wyjęła nogi ze strzemion i wzruszyła ramionami.
-Tak jak zwykle. Skakała poprawnie ale brakuje tempa w tym wszystkim. Ale ładnie go wyszykowałaś! Co za klasa, co za styl!
Karina się zaśmiała, biorąc pod uwagę to jak się zachowywał, klasa nie jest na pewno jego najmocniejszą stroną. Wyregulowała strzemiona i wsiadła. Koń przez cały czas grzecznie sobie stał, ale jak tylko poczuł jeźdźca, to ruszył stępem nie czekając na sygnał.
-Hej hej kolego, tak się nie bawimy.
Przyhamowała andaluza dosiadem i odrobiną wodzy, na co ładnie zareagował. Przyszła instruktorka i położyła wszystkie przeszkody. Karina patrzyła na to z średnio zadowoloną miną.
- Dlaczego dostałam Flamenco? Co będziemy robić?
Pani Zuza spojrzała na parę.
- Na nim jeszcze nie jeździłaś, zobaczymy jak sobie poradzisz. - odpowiedziała z uśmiechem
-Słyszałam o nim rózne, niezbyt pochwalne, opinie…
-Nie oceniaj go zanim nie zaczniesz jazdy Karina, potrafi być calkiem milusi.
Po pięciu minutach Weronika z Karafką zeszli z placu i zaczął się kłus. Ogier szedł nerwowym krokiem, co jakiś czas spoglądał na leżące drążki. Amazonka próbowała skupić uwagę konia na sobie, ale nie szło jej to najlepiej. Instruktorka zalecała wjeżdżanie na wolty na luźniejszej wodzy, żeby Flamenco opuścił leb w poszukiwaniu kontaktu. Karina niechętnie wykonała polecenie, nie będąc pewna czy jest to dobry pomysł. Faktycznie, pochylił łeb, ale tylko na chwilę, bo poderwał ją w górę od razu. Na trybunę weszła Weronika, która zdążyła już oporządzić Karafkę i odprowadzić ją na pastwisko. Trzymała kciuki za siostrę.

Po kilku łapaniach kontaktu i zmianach kierunku oraz przerwie, para miała pojechać drążki w kłusie. Najpierw rozbujali konia na prostej, a potem pani Zuza wraz z Weroniką podsunęły drążek na ślad. Jednak gdy tylko znalazł się w zasięgu wzroku konia, ten się spiął i przeszedł do stępa i stój. I tak za każdym razem. Ostatecznie na koniec udało się przejechać, ale niemal przefrunął nad drążkiem zamiast spokojnie przejść. To jednak już był jakiś sukces! Reszta jazdy skoncentrowana była na łapaniu kontaktu i opuszczaniu łba Flamenco. Zrelaksował się dopiero, gdy było przejście do stępa na koniec jazdy. Karina oddała mu wodze na luźno i instruktorka poszła zawołać grupę. Do Kariny podbiegła Weronika.
- Z tym koniem jest coś nie tak.
-No co ty nie powiesz – odparła amazonka, nieco zirytowana
-Jak myślisz, co z nim jest nie tak?
- Totalnie nie mam pojęcia, nie jestem zaklinaczem koni. Może wymaga nieco pracy z ziemi, albo zmiany otoczenia…
W tym momencie blondynka się rozpromieniła.
-A może byś pojechała na nim w teren jutro? Pan Darek organizuje wyjazd dla wolontariuszy, mogłabyś się spytać czy możesz jechać na Flamku.
Karina się zastanowiła i powiedziała, że pomyśli. Rozmowę przerwała im pięcioosobowa grupa, która wchodziła na plac.
Jak skończyła oporządzanie Flamenco poszła do świetlicy czegoś się napić, temperatura rosła z dnia na dzień. Nalała sobie chłodnej lemoniady i zobaczyła jak wchodzi do pomieszczenia jeden z instruktorów, pan Dariusz. Każdy w stajni go lubił: zawsze uśmiechnięty, nigdy się nie denerwował. Każdy chciał, by zdradził im sekret jak on wytrzymuje swoich uczniów ze stoickim spokojem. A pan Darek zawsze powtarzał jedno:
-Po co się denerwować? To do niczego nie prowadzi.
Takimi słowami właśnie przywitał się z Kariną, która miała naburmuszoną minę. Nie była zadowolona z treningu z Flamenco. Wprawdzie miała kilka razy problemy z końmi, ale zawsze jakoś się samo układało po jakimś czasie na jeździe. A z andaluzem było jakoś inaczej. Opisała sytuację instruktorowi, a ten się tylko uśmiechnął.
-A wiesz, że każdy tak mówi o Flamenco? - zapytał
-Wiem. Weronika mi powiedziała przed jazdą.
-I z takim nastawieniem wsiadłaś?
-No tak, lubię wiedzieć co mnie czeka.
Mężczyzna usiadł na ławce.
-Czasami musisz wrzucić na luz. Opinie innych są ważne, ale to ty musisz sama sobie wyrabiać zdanie. Dołączasz jutro na nasz teren?
-Właśnie miałam się pytać, czy mogę pojechać na Flamenco.
Pan Dariusz się uśmiechnął i przytaknął głową. Karina podziękowała mu i wyszła na podwórze.
Tam na jazdę szykowała się kolejna grupka. Tym razem były to dwie córki pana Darka: Kinga i Maja. Na rozpisce miały wpisane dwa kuce, na których jeszcze nie jeździły, a mianowicie Bingo i Grappę. Zauważyły jak Karina do nich idzie i od razu do niej podeszły z prośbą o pomoc w zabraniu woich wierzchowców z boksów.
- Przecież zawsze bierzecie konie samodzielnie dziewczyny.
Maja wbiła wzrok w ziemię.
- Ale trochę się ich boimy. Pół biedy z Bingo bo on podobno jest fajny. Ale Grappa jest niegrzeczna.
Brunetka uśmiechnęła się.
- To chodźmy po nią razem, zobaczymy czy jest z niej takie ziółko jak mówią.

W stajni Grappa i Bingo stali obok siebie, więc było im łatwo je zabrać. Jako pierwsza ze stajni wyszła Kinga: wystarczyło, że się przywitała z gniadym ogierkiem i od razu go polubiła. Natomiast Grappa nie była aż tak łatwa w obsłudze.
Wyczyść umysł, podejdź do niej z czystą kartą – mówiła sobie Karina.
Wzięła głęboki oddech i wystawiła rękę do przodu. Łaciata klaczka od razu się zainteresowała, a może tam leży smakołyk? Jednak nie leżał… ale przynajmniej udało się ją zapiąć na uwiąz! Dziewczyny zaśmiały się, udało im się ją nabrać!
- Widzisz Maja? To jest bardzo fajny kuc, trzeba tylko się trochę z nią pobawić i przechytrzyć.
- Taki…. Hucułek chytrusek?
- Dokładnie tak!
Maja rozpromieniła się i wyszła ze stajni mówiąc:
- Chodź Grapciu, pobawimy się trochę przy czyszczeniu!
Karina zaśmiała się i uderzyło ją to, jak tak naprawdę powinna podejść do Flamenco.
Jutro dam mu nową szansę – postanowiła.
Poszła szukać Weroniki, już był czas by jechać do domu. Jutro będzie ciekawy dzień…


piątek, 1 maja 2020

Pastel - Rozdział 7 i 8


VII
Nazajutrz nie było ani śladu po imprezie. Konie spały dłużej niż zwykle. Pierwszy obudził się Piorun. Pomachał ogonem i napił się wody z poidła. Spojrzał na sąsiadów. Jego ukochana klacz fryzyjska Karla miała jak zwykle rozgardiasz w grzywie. Uwielbiał ją. Była w boksie obok od zawsze. Z drugiej strony spał jego najlepszy przyjaciel kuc szetlandzki- Speedy. Był izabelowaty i naprawdę szybki. Spojrzał naprzód gdzie parskał we śnie szalony Danio- czwarty syn Darkii- Knabstrup. Nagle jakiś koń wstał. To był Pastel. Rozejrzał się i zobaczył Pioruna. Szanował go i naśladował. Pogrzebał kopytem w boksie i poskubał słomy i w tym momencie weszła Weronika i jej starsza siostra Karina. Obie miały ogłowia w rękach. Piorun od razu się położył i zaczął udawać że śpi w najlepsze.
-Wstawaj ty leniu! Nie śpisz od dawna i ja to wiem!- powiedziała Karina
Pastel wiedział że Weronika skieruje swoje kroki do niego i się nie pomylił. To będzie jego pierwsza jazda z Piorunem, który w ramach protestu zaczął pić wodę z poidła. W tym hałasie obudziła się Karafka, Srokatka i Loss.
Karinie w końcu udało się osiodłać Pioruna i obie wyszły ze stajni na padoki. Był rześki lipcowy poranek. Pastel zobaczył na przeszkodę. Mała stacjonata wysokości nie większej niż 20cm nie stanowiła dla Pasta problemu. Ale nie czuł na sobie siodła. O co chodzi? Spojrzał na Pioruna, a ten mentorskim ruchem zakłusował. Past poczuł że dziewczyny dają im dzisiaj trochę luzu. Poszedł w ślady Pioruna. Kiedy kłusowali Pastel wiedział że Weronika się czuje dobrze na jego grzbiecie i nie pierwszy raz jeździ na oklep. I Weronika zaprowadziła go na przeszkodę. Skoczył tak jakby skakał bez jeźdźca i ogłowia. Potem poszła Karina i pojechali do stajni. Tam na Pastela czekała Karafka. Czekała na niego choć miała nasypany owies. Pastel i Karafka zawsze czekali na siebie z jedzeniem. Z drugiego boksu wystawał siwy łeb Olszaka, a tuż obok Topoli którzy również mieli tradycję czekania z jedzeniem. Zaraz potem podszedł Adam i osiodłał sobie Karafkę która zjadła swoją porcję owsa. W boksie Pastela stała Weronika która głaskała go po izabelowatej szyi.
-Weronika...- odezwał się Adam
-Tak?
-Czy jutro byś miała o szóstej rano trochę czasu?
-A dlaczego?- odpowiedziała zaskoczona Weronika
-No pojedziemy sobie w teren.
To była odpowiedź które się nie spodziewała. Karafka spojrzała na Pasta.
-Ale tylko my, Pastel i Karafka. Nikt oprócz nas.
To brzmiało tak romantycznie że Weronika przystała na propozycję bez wahania.
Na następny dzień Adam już był w stajni gdy Weronika przyszła.
-Wiedziałem że przyjdziesz.- powiedział Adam
Weronika się lekko zarumieniła i zaczęła szykować Pastela.
-Wiesz co Adam? Ja cię chyba zaczynam lubić.
-Ja cię lubiłem od dawna.
Karafka i Pastel spojrzeli na siebie. Powoli im się udaje zrealizować cel z dzieciństwa. I pojechali w las. Nie ujechali dwóch metrów i spotkali Sarę z Florencją.
-Hejka!- powiedziała Weronika
Sara rzuciła w ich stronę złowrogie spojrzenie i postępowała dalej.
-Co jej jest?- spytała się Weronika
-Kiedyś mnie chciała poderwać ale powiedziałem jej że mi się ona nie podoba. Myślała że skoro razem gadamy o koniach to znaczy że ją kocham. Jutro masz zawody na Pa...
-AAAAAA!
W tym momencie Pastel spłoszył się i zrzucił Weronikę i pogalopował na drugi koniec pola naprzeciwko.
-Weronika nic ci nie jest?- spytał się Adam
-Nie nic. PAST!
I pobiegła po Pastela. Pięć minut później pojechali kłusem rozmawiając o różnych sprawach.
Po godzinie terenu wrócili do stajni. Rozsiodłali konie, posłali je na dwór i poszli się napić lemoniady.



VIII

Następnego dnia Pastel udał się pod balkon pokoju Weroniki. Zarżał i postukał kopytami o ziemię.
-Już idę do ciebie!- dało się słyszeć z pokoju.
Nadszedł dzień zawodów. Dzień na który czekali Weronika i Pastel. Trybuny już były pełne, a rozprężalnia pękała w szwach od zawodników z całej okolicy. Do debiutantów podszedł Adam.
-Hej Weronika mam dla ciebie prezent!- i pokazał jej piękne białe ochraniacze skokowe i podarował czekoladki.
-Oh dzięki! Ja...
-Dobra chodź szykować Pasta.-powiedział Adam
-Chwilka coś mi nie pasuje. Dlaczego rzemyk od strzemienia jest naderwany?- powiedziała przy siodłaniu
Adam obejrzał rzemyk. Faktycznie rzemień się trzymał na słowo honoru. Adam wziął strzemię i igłę i zszył je na trzy razy.
-Trzeba to zrobić prowizorycznie -powiedział
Po godzinie zadźwięczał dzwonek na start Weroniki. Pastel starał się jak mógł. Weronika martwiła się czy strzemię wytrzyma. Sara i Adam stali na trybunach i trzymali kciuki. I ostatni drążek... czysto! Była najszybsza! Na trybunach zapanowała radość wśród Taurusowych ludzi. Weronika się popłakała ze szczęścia. Na dekoracji stanęła w strzemionach i wrzasnęła z radości. Zeskoczyła z Pastela i rzuciła się w ręce Adama.
-Jestem z ciebie taki dumny!- i ją pocałował
Weronika oblała się potężnym rumieńcem. Pastel zobaczył Karafkę przy swoim boku.
-To co Werka. Dasz się zaprosić na randkę we... czworo?
-Okej! To jutro o szóstej?- i poszli śmiejąc się do stajni
Na godzinę czternastą wszyscy mieli się zgromadzić na obiedzie. Cała stołówka wrzała od zwycięstwa Weroniki i Pastela. A także od tego wydarzenia z pocałunkiem. Do Adama i Weroniki podeszły Agata i Magda.
-Gratulujemy młodej parze gołąbków!- powiedziały.
-A gdzie Sara?- podpytała się Weronika
Okazało się że Sara jest nieco zła za to, że Adam nie chciał z nią chodzić i nie przyjechała na zawody. Przez okno zajrzeli Pastel i Karafka. Udało im się. Ludzie którzy byli sobie przeznaczeni odnaleźli się. A przy okazji Pastel i Karafka odnaleźli siebie. Taki jest wesoły i romantyczny koniec opowieści o pewnym koniu który znalazł cel w życiu swoim i właścicielki.

Past - rozdział 5 i 6



V
Past wyszedł na podwórze. Nic ciekawego się nie działo. Oprócz tego że Sokołowi założono dziwne siodło. Było małe, ba prawie go nie było. Adam szedł z Sokołem na round pen, tylko że większy i z ogrodzoną dziurą w środku. Past przypatrywał się jak ogier kłusuje. Sokół zagalopował. Past widział jak Sokół galopuje ale nigdy tak szybko! Po chwili obok toru znalazły się Katharsis i Karafka, która żałośnie zarżała, bo zobaczyła Zuzannę z lonżą w ręku. Brała Katharsis na okólnik. Otworzyła bramę ogrodzenia i wpuściła klacz. Katharsis nastawiła uszy.
-Potrenujemy join- up- powiedziała Zuza
Klacz nie zrozumiała, ale zainteresowała się prychaniem w żwir. Zuza walnęła lonżą o podłoże. Katharsis podniosła głowę i poszła kłusem naokoło. Przez pewien czas klacz nie zwalniała, bo nie mogła. Została pogoniona do galopu. Potem Zuza odłożyła lonżę na podłoże i odwróciła się do niej tyłem. Klacz zgodnie z przewidywaniami położyła ufnie łeb na jej barku.
-Tak jest mała, tak trzymaj.- szepnęła Zuza klaczy do ucha. W chwilę później przyjechał koniowóz. Na dziś nie miał nikt przyjechać...
Przyjechała młoda dziewczyna z siwym koniem kladrubskim o zmęczonym ciele. Koń zaczął kaszleć. Past przechylił łebek i pobiegł za koleżanką. Usłyszał rozmowę Zuzy i przybyszki:
-Temu koniowi coś jest- powiedziała Zuza
-Nie wiem. Nie interesowałam się tym. Kaszel jak kaszel. I ma na imię Centaur. Niech tu zostanie. Tu mu będzie lepiej.-powiedziała właścicielka i pojechała.
No cóż. Zuza poszła do biura i zadzwoniła do weterynarza, a Sara wzięła ogiera do wolnego boksu i go wyczyściła. W chwilę później przyjechał weterynarz. Po półgodzinnym czekaniu wyszedł od Centaura i oznajmił:
-To chyba początki astmy. Ale więcej ruchu może zadziała i chorba się nie zacznie
Past i Karafka spojrzeli na siebie. Nic nie zrozumieli, ale uśmiech na twarzach ludzi naokoło im wystarczył: wszystko będzie dobrze.




To były najważniejsze wydarzenia w życiu Pasta do 3 roku życia. Później nie działo się nic godnego uwagi. Aż do 3 urodzin...


VI
Trzecie urodziny pasta obchodzono hucznie. Karafka i Past wydorośleli. Do Taurusa przyjechały dwa zakochane w sobie na śmierć i życie konie z interwencji: Topaz i Jaskra. Jak widzicie wszystko się zmieniło. I Centaur przestał kaszleć!
Weronika zrobiła cztery duże torty marchewkowe z owsianymi ciastkami. Wszystkie Taurusowe konie zarżały i od razu przystąpiły do degustacji. Wszystkie talerze opustoszały. Potem konie się rozeszły i każdy dostał do boksu porcję owsa. Po pół godzinie Past zajrzał do ujeżdżalni.
-Mam cię Past!- wrzasnęła Werka- chono tu.
I Weronika włożyła mu uzdę. Past lekko zaskoczony dał sobie również założyć siodło. Był wcześniej siodłany ale nie w nagły sposób. Tym razem jednak Weronika nie podciągnęła strzemion tylko wyregulowała i wsiadła na trzylatka. Past zarżał. Nareszcie nadeszła upragniona chwila! Od razu konie się zeszły pod okna hali. Past z dumą stępował. Mniej zabawnie mu poszło z kłusem. Weronika jechała kłusem anglezowanym na kole więc co jakiś czas tracił równowagę. Karafka poszła obejrzeć tą żenadę. Kwadrans później Past został rozsiodłany. Gdy pił Weronika w zamyśleniu oglądała zachód słońca. Jej życie już na zawsze się połączyło z życiem Pasta.

Past - rozdział 3 i 4


III
Po południu zaczął się ruch. Past wybiegł na podwórze z Karafką. Razem spędzali ze sobą całe godziny, z biegiem czasu ją nawet polubił. Co wieczór wśród szkółkowych koni panował zwyczaj że wszystkie szły na padok i w parach się skubały by wzmocnić relacje w stadzie. Past uwielbiał skubać Karafkę. Osiem osób wyszło z autobusu PKS Konikowo. Trzech chłopaków i pięć dziewczyn. Chłopacy poszli się rozejrzeć, dwie dziewczyny poszły do stajni, a trójka poszła się zgłosić. Weronika schodziła z padoku gdy jedna dziewczyna ją zauważyła z Pastem.
-Heej. To twój źrebak?- Spytała
-No nie ale się do mnie przywiązał jakby był mój.
-A nie wiesz gdzie znajdę konia o imieniu Mafia?
-Pewnie spaceruje razem z kasztanowatym ogierem po pastwisku numer 3.
-Dzięx. A tak w ogóle mam na imię Zosia. A ty?
-Ja jestem Weronika.
Po odhaczeniu list obecności instruktorka Zuzanna zwołała grupę na jazdę.
-Zofia Górska dostaje Mafię, Aleks Michalski ma dzisiaj Kasztana, Maciej Antoniewicz dostaje Leśnego Księcia...
-O NIE!- powiedział Maciej
-Nie marudź, następnym razem dostaniesz Sokoła. Artur Okoń dostanie Jaskrę. Dostałeś ją ponieważ jesteś dobry a ona jest dopiero co ujeżdżona...
-A nie może jej dostać ta dziewczyna od źrebaka?
-Dobrze to dostaniesz Yassu. Alicja Baer ma Biedronkę, Paulina Mostowicz dostaje Malachita, Klaudia Rębacz- Srokatka i Kamila Mazur Księżna. Gazem siodłamy konie i na jazdę. Na pierwszą idą Kamila, Paulina, Alicja, Adam który dostaje Florencję, Klaudia, Artur, Maciej i Aleks. A na drugą Sara, Magda, Weronika która dostaje Bransoletkę, Zosia i Agata.
Na jeździe na padok obok weszli Karafka i Past. Położyli się i obserwowali co robią inni. Gdy przyszła pora na belki w kłusie Past ochoczo ustawił się przy płocie i kłusował wysoko podnosząc nogi. Karafka nie chciała być gorsza i również zrobiła tak jak Past. Kamila i Alicja chciały poskakać. Instruktorka Zuzanna ustawiła krzyżaka. Księżna parsknęła rzuciła się galopem. Kamili o to chodziło i w chwilę potem byli za przeszkodą. Biedronce się zwyczajnie nie chciało i pojechała tak, jakby robiła Alicji litość. Past się zdziwił. Jak można mieć tak mało energii? Parsknął i pojechał piękną woltę w galopie. Dostał gromkie brawa od jeźdźców na placu i uznanie Karafki.
Po jeździe Past chodził obok Góralki która w końcu go polubiła. Wystarczyło żeby dał znak ona szła za nim. Karafce się to nie spodobało lecz Past po chwili przyłączył ją do zabawy. Adam na sąsiednim padoku chodził z Florencją. Past kopnął Florencję, a ta pobiegła za nim. Wpadli na Bransoletkę i Weronikę. Adam przybiegł chwilę później.
-Pilnuj swojego konia...
-To nie mój koń. Poza tym to kopnął ją Past.
I Adam odszedł. Po jeździe Weronika wzięła Bransoletkę do boksu by ją wyczyścić. Past i Karafka podreptali za nią.
-O co ci chodzi Past? Przecież ja go tylko lubię.
Past przechylił łebek. Wiedział o co chodzi. To było coś więcej. Sam się czuł zakochany. Karafka go puknęła i wyszli na podwórze. Był gwar jak zawsze. Matka Pasta miała zabandażowaną nogę. Podeszła do Góralki. Podobno w wieku dwóch lat uciekła z ośrodka w góry Smocze i wróciła po dwóch miesiącach. Past znał dużo koni więc odszedł od mamy i poszedł się rozejrzeć. Po drodze minął Dżudokę, Danio, Maxihammera i wiele innych koni. Ach, jak on miał lekko w porównaniu do nich. Ale za dwa lata miało się to zmienić, Weronika już mu to powiedziała. Znudzony poszedł z ciekawości zobaczyć przez okno siodlarni. Najmniejsze ogłowie było podpisane „Dla trzylatków” Chyba będzie lonżowany. Usłyszał kłusa Karafki. Dotknęli się chrapami i poszli na łąkę.







IV
Dwa dni później Past miał mieć pierwszą lonżę na kantarze. Weronika podeszła do niego
-Chodź Past. Pobiegamy na kantarze.
Wzięła lonżę i uczepiła do kółka przy kantarze Pasta. Poszli na round pen. Past odruchowo czekał aż Weronika go odczepi od lonży ale taka rzecz się nie działa. Zrodził się w nim znak zapytania. Weronika wzięła bat w rękę. Zacmokała na Pasta, a ten ruszył. Potem położyła bat na ziemi co wywołało taki efekt że źrebak się przestraszył, ale stanął. Pogłaskała go. Odczepiła Pasta od lonży żeby pobiegał i usiadła na drągu tworzącym ogrodzenie. Past do niej podszedł. Zaczepiła lonżę i poszli do boksu.
Na podwórzu odbywało się wyładowanie konia. Kasztanowata klacz arabska rzucała łbem. Past spojrzał pytająco na Weronikę. Ona poszła po Karafkę, źrebak się dalej przypatrywał. Adam zbliżył się do przybyszki i chciał ją pogłaskać. Klacz stanęła dęba. Niezłe ziółko. W stajni działa ośrodek terapii koni po przejsciach. Klacz miała tam się leczyć, a potem zostać szkółkowym koniem w Taurusie.
-A jak ma mieć na imię?- spytał Adam
-Nie wiem- odparła Magda
-A ja mam fajne imię- powiedziała Sara - Katharsis
Wszystkim opadły szczęki. Niezłe. Katharsis powędrowała do boksu. Past poszedł zobaczyć na round pen jak sobie radzi Karafka. Akurat wychodziła, więc poszli do Katharsis. Kasztanowata arabka cały czas była poddenerwowana. Past słyszał rozmowę Weroniki i Adama:
-Daliśmy jej imię Katharsis. Jest strasznie nerwowa.
-A czy już u niej ktoś był?
-No nie. Ale wiemy coś o tym że jest prawdopodobnie matką Karafki. Są na dodatek z tej samej stajni. – zakończył Adam
Karafka i Past spojrzeli na siebie. Poszli do matki Karafki. Katharsis cały czas walczyła z boksem. I wtedy zobaczyła Karafkę, oczy obu klaczy spotkały się. Matka dotknęła chrapami córkę. W tym momencie Past o sobie przypomniał. Katharsis położyła uszy. Karafka spojrzała na matkę. To będzie cięzka relacja.

Past - rozdział 1 i 2



I
Werka nie mogła oderwać się od konika. Past pił mleko, a ona wyjęła termos z gorącą herbatą i również zaczęła pić. Była ciepła lipcowa noc, więc pobiegła do instruktorki:
- Psze pani... Mogę dziś spać sama z Pastem?
- Wiesz co... To jego pierwsza noc. Niech spędzi ją z mamą. Dziś i tak dziewczyny miały w planach nocleg. Możesz do nich dołączyć. Wtedy możesz spać z Pastem i z Dżakartą
Jak już się domyślacie Werka pobiegła do dziewczyn.
- A masz koc albo śpiwór?- spytała Sara
- No mogę zadzwonić do mamy by przywiozła.- odparła Weronika
- Z którym koniem nocujecie?- Spytała Magda- Bo ja osobiście z Maxihammerem.
- Ja z...-zaczęła Agata, ale nie dokończyła bo cała grupka powiedziała razem „SUMĄ!”
- Ja chyba z Dżakartą - powiedziała Wera.
A Sara wybrała konia o imieniu Darkia. Po godzinie dziewczyny zrobiły sobie kąciki w boksach koni. Past od razu położył się na materacu Wery. A cóż ona miała zrobić? Położyła się obok niego. Źrebak zarżał. Dżakarcie spodobał się pomysł nocowania z człowiekiem i po chwili wszyscy spali kamiennym snem, oprócz Księżnej pełniącej wartę, której kolejność jest znana tylko koniom...

II
Weronikę obudziło prychanie Pasta. Była około piąta rano. Ktoś przyjechał pod stajnię.
To chyba ten znajomy Magdy pomyślała Wera. Istotnie. Miał na imię Adam i był rok starszy od Werki. Pierwsze co zrobił to zagwizdał i powiedział:
- Spora stajnia
W tym momencie Weronika wybiegła ze stajni i wparowała do biura. Nikogo nie było.
- A pani instruktor nie może spać ze swoim rumakiem?- w drzwiach biura stanęła pani Zuzanna, a obok niej jej klacz fryzyjska Nostalgia.
- O dzień dobry! Można wypuścić Dżakartę z małym?- spytała Weronika
- No dobrze, możesz.- odpowiedziała zanosząc się śmiechem pani.
W tym momencie wszedł Adam. Spytał się czemu w boksie Maxihammera śpi Magda. Weronika mu wyjaśniła sytuację.
Razem uknuli misterny plan...
Wzięli Dżakartę na uwiąz. Tak jak przypuszczali, Past poszedł za mamą. Podeszli z końmi pod boks Maxihammera. „Zarżyj maleńki...” pomyślała Werka, ale źrebaczkowi nie to było w głowie. Wierzgnął tylnymi kopytami w drzwi boksu. Maxihammer od razu zerwał się spod kocyka, którym przykryła go Magda. Kocyk wylądował w oborniku a Magda obudziła się.
- Aleście mi zgotowali powitanie... -powiedziała
- Iście brutalne- zaśmiał się Adam
- Czy Śpiąca Królewna weźmie rumaka na uwiąz i podąży za nami do innych?
Po chwili wszyscy stali na nogach. Wypuścili konie z boksów i poszli coś zjeść do stołówki. Na śniadanie zrobili pyszne kanapki. I zaczęła się rozmowa o nocy z końmi.
- Co was obudziło? Mnie obudził przyjazd Adama i parskanie Pasta.- powiedziała Weronika
- Mnie obudziliście wy- poskarżyła się Sara
- Nie byłaś jedyna.- zaśmiały się Magda i Agata
- Jaki to był uroczy widok jak spałaś z Maxihamciem- zaśmiała się Weronika- a mnie nikt nie widział. Past i Dżakarta próbowali się zmieścić na moim materacu.
Po śniadaniu pani Zuzanna się spytała dziewczyn czy by mogły posprzątać biuro, gdyż jutro przyjeżdżają spore grupy na jazdy.
Tymczasem Dżakarta zdecydowała się wyjść z Pastem ze stajni. Wyszli na podwórze. Past rozejrzał się wokół. Na prawo i lewo panoszyły się grupki koni. Pod grzędą kwiatów stała mała klaczka- Karafka. Past się do
niej skierował. Dżakarta spokojna o syna poszła na pastwisko. Past nieśmiało dotknął chrap Karafki. Ona odwzajemniła gest. Zerwał jej pęk koniczyny który jej ofiarował. I w takiej romantycznej chwili Karafka koniczynę zjadła, a Pastowi chciało się napić mleczka.
W tym czasie Sara i dziewczyny dokończyły porządki.
- Magda słyszysz to?- powiedziała Sara
- Ale co?- spytała się pozostała czwórka
- Mamy awanturę...
Na podwórzu Kazuki pobił się z Cejlonem. Sara pobiegła po dwa uwiązy, a Weronika próbowała rozdzielić ogiery. Kazuki w pośpiechu kopnął Weronikę która natychmiast upadła. Widział to Adam, który prowadził Pasta i Dżakartę do reszty stada. Past wyrwał się Adamowi ciekawy co się stało. Adam pobiegł za nim, a potem Dżakarta. Klacz ostrzegawczo tupnęła na Cejlona, a Past skierował swoje kroki do Weroniki leżącej na betonie. Chciał pomóc, ale nie wiedział jak. Adam wrócił z plastrem, a za nim kłusowała malutka Góralka, ciekawa całego zajścia. W kwadrans później większość koni przybyła na podwórze. Dżakarta stanęła dęba. Chciała wyrazić niezadowolenie ale wspięła się zbyt wysoko, straciła równowagę i upadła. Past się na nią spojrzał. Nie wiedział co się dzieje. Sara która przyszła jako ostatnia wiedziała co robić.
- MAGDA! CHWYĆ JĄ ZA OGON I CIĄGNIJ!
- Mam ją ciągnąć za ogon?!
- Tak! Ja pociągnę ja za kantar. TRZY! CZTE! RY!
Dżakarta wstała ku uciesze Pasta który nadal nie wiedział o co chodzi.
Następnego dnia o dwunastej miała przyjechać duża ilość ludzi.
- Czy to nie będzie stres dla Pasta?- spytała weronika panią Zuzannę.
- Ani trochę. Wczoraj byłby kłopot, ale dzisiaj nie.
Weronika poszła wypuścić konie z boksów. Pasta wzięła na uwiąz. Ogierkowi się ten pomysł spodobał. Lubił jak Weronika z nim chodziła na round pen.
- Chodź Past pochodzimy w kółko.
Źrebaczek obejrzał się za siebie. A mama? Gdzie ona jest? Zarżał.
Nikt nie odpowiadał. Weronika go przywiązała do płotu. Ustawiła parę belek. Past instynktownie zrobił tak jak przewidywała Weronika: po odwiązaniu poszedł je powąchać. A potem przeszedł przez nie jak porządny koń. To był pierwszy trening dla każdego źrebaka urodzonego w stajni Taurus. Past spisał się wzorowo.