I
Piękny czerwcowy poranek. W perspektywie wakacje i ciepłe dni
pełne zabawy i… koni! Z tą myślą wstała Weronika w ostatnią
sobotę przed końcem roku szkolnego. Wprost nie mogła się doczekać
spędzania całych dni ze swoim ulubionym koniem, Pastelem. Nie
mówiąc o przyjaciółkach i chłopaku. Ubrała się, chwyciła w
biegu ciastko…
- Nie myśl, że wyjedziemy zanim zjemy coś porządnego.
To Karina, jej siostra. Zdała niedawno prawo jazdy i dzięki temu
mogły jeździć samochodem zamiast PKS. Dziewczyny na pierwszy rzut
oka totalnie nie wyglądały na siostry. Karina miała czarne włosy
do ramion, a Weronika z kolei blond za łopatki. Karina lubiła się
ładnie i sportowo ubrać do stajni, a Weronika.. zgadliście,
ubierała cokolwiek. No i tak jak w tej sytuacji. Blondynka
najchętniej nic by nie jadła przed wyjściem, ale na szczęście
starsza siostra czuwała na straży porządnych śniadań. Wstawiła
chleb do tostera.
- Nie rób takiej miny, tylko wstaw wodę na herbatę. Będzie
szybciej.
- Czy ty chociaż raz nie możesz wrzucić na luz rano? -
rzuciła Weronika z wyrzutem
- Mogłabym, ale wtedy byłabyś głodna już o jedenastej.
Na to już Weronika nie wiedziała co odpowiedzieć, więc usiadła
przy stole w kuchni. Z sypialni rodziców doszedł hałas, znaczący
że też właśnie wstali. Po chwili byli już na dole.
- Hej dziewczyny, wy jeszcze w domu? - zapytał ojciec
- Też się właśnie dziwię! -
odpowiedziała z wyrzutem
Weronika
Karina uśmiechnęła się pod nosem i zalała herbatę. Wyskoczyły
tosty z tostera. Mama je wyjęła, nasmarowała masłem i podała na
talerzach dziewczynom. Przez chwilę było cicho, gdyż wszyscy jedli
lub pili. Jednak gdy tylko Karina skończyła jeść mama miała
pytanie.
- O której planujecie powrót do domu?
- Oj to zależy od…
- Karo! Na litość boską! - Weronika już nie mogła
usiedzieć na miejscu – Jeśli teraz zaczniecie gadać to nie
skończycie do wieczora!
Mama się zaśmiała, Karina przewróciła tylko oczami, ale z
uśmiechem. Młodsza z sióstr chwyciła resztkę tosta w rękę i
zaczęła się ubierać.
- Ale wiesz, że musisz na mnie poczekać…?
- KARINA NIE OSŁABIAJ MNIE, TY TO ROBISZ SPECJALNIE!
Dopiła herbatę i faktycznie trochę zagęściła ruchy. Dzisiaj
miała w planach specjalny trening.
Droga przebiegła w ciszy, bo nadąsana Weronika włączyła
głośniej radio. Gdy dojechały na miejsce nie było jeszcze za
wiele ludzi.
- No i co marudo, zdążyliśmy.
W odpowiedzi usłyszała jedynie pomruki. Dziewczyny poszły odłożyć
swoje manatki do szatni. Po drodze spotkały już dwójkę jeźdźców,
najwyraźniej spóźnionych na zajęcia. Tak biegli z siodłami że
aż strach patrzeć. Przywitały się i sprawdziły rozpiskę dnia w
korytarzu. Jazda Weroniki miała być za godzinę, Karina tuż po
niej. Blondynka zamiast swojego ukochanego Pastela dostała mniej
lubianą przez nią Karafkę.
- Ale z ciebie szczęściara!
- Wolałabym mojego Pastela. A ty kogo masz?
- Już patrzę…. Flamenco? Nigdy na nim nie jeździłam, ale nie
słyszałam o nim za wiele dobrego.
Weronika próbowała odszukać w pamięci, kiedy ktoś jeździł na
tym koniu, ale nie umiała sobie przypomnieć. Kary koń andaluzyjski
niedawno został zajeżdżony. Ogólnie był grzeczny na jazdach, ale
z całego serca nie lubił drążków: obojętnie czy leżały na
płasko czy nie. Z tego względu nie dało się z nim nic zrobić:
dla początkujących się nie nadawał, a dla zaawansowanych był
oznaką płaskiego treningu bez drążków. Siostry odeszły od
tablicy i zaczęły się szykować.
Karina miała o wiele więcej czasu, więc postanowiła poznać
swojego konia trochę bardziej. Podeszła do stajni szóstej, gdzie
stały młode konie i odszukała Flamenco. Doskonale znała jego
miejsce – stał obok Pastela, a tam bywały z siostrą bardzo
często. Andaluz wystawił pysk do bramki gotowy na pogłaskanie,
które otrzymał.
-Hej przystojniaku, mamy dzisiaj jazdę. Cieszysz się?
Dmuchnął na nią i wrócił do skubania słomy.
-No tak, tryskasz entuzjazmem.
Siodlarnia stajni szóstej znajdowała się na drugim jej końcu. To
i tak lepiej, reszta stajen miała stajnię obok hali! Karina weszła
do boksu konia, zapięła mu uwiąz i poszła na zewnątrz go
wyczyścić. Jako, że rzadko chodził, to też rzadko ktoś go
czyścił i był cały w kurzu. Zdecydowanie konie korzystały z
padoków w pełni. Po chwili Karina miała na sobie więcej kurzu niż
on.
- No dzięki. To będzie fantastyczna jazda skoro tak zaczynamy
znajomość.
Obrócił do niej łeb i dmuchnął – znowu w twarz biednej Kariny.
Uśmiechnęła się i zaczęła rozczesywać mu grzywę, a było co
czesać. Flamenco stał spokojnie, co jakiś czas odganiając muchy
ogonem. Oczywiście musiał to zrobić gdy brunetka czyściła mu
tylne kopyta i oberwała ogonem w twarz. No nie jest to
najszlachetniej zachowujący się andaluz – pomyślała.
Dokończyła czyszczenie i szybko podbiegła po siodło i ogłowie.
Na zegarze było dopiero wpół, ale przynajmniej zdąży z
wyprzedzeniem. Zachwyciła się tym, jaki sprzęt miał Flamenco.
Czaprak z geometrycznymi wzorami w pastelowych odcieniach i do tego
ochraniacze zielone z holograficznego materiału.
-Ale ty jesteś stylowy chłopie, szkoda że się tak nie
zachowujesz.
Ubrała go bez większych problemów i, korzystając z nadmiaru
czasu, zrobiła mu fryzurę siateczki na grzywie, by się nie
zaplątać z wodzami. Trochę to trwało, ale efekt był tego wart!
Co się nie dojeździ to się dowygląda. Ruszyli zatem na plac.
Na placu Weronika już stępowała na Karafce, to oznaczało, że
następna osoba może już wsiadać. Na placu były całkiem wysokie
przeszkody: miały w okolicy metra.
-Widzę, że dzisiaj wysokie loty były! Fajnie chodziła?
Weronika wyjęła nogi ze strzemion i wzruszyła ramionami.
-Tak jak zwykle. Skakała poprawnie ale brakuje tempa w tym
wszystkim. Ale ładnie go wyszykowałaś! Co za klasa, co za styl!
Karina się zaśmiała, biorąc pod uwagę to jak się zachowywał,
klasa nie jest na pewno jego najmocniejszą stroną. Wyregulowała
strzemiona i wsiadła. Koń przez cały czas grzecznie sobie stał,
ale jak tylko poczuł jeźdźca, to ruszył stępem nie czekając na
sygnał.
-Hej hej kolego, tak się nie bawimy.
Przyhamowała andaluza dosiadem i
odrobiną wodzy, na co ładnie zareagował. Przyszła
instruktorka i położyła wszystkie przeszkody. Karina patrzyła na
to z średnio zadowoloną miną.
- Dlaczego dostałam Flamenco? Co będziemy robić?
Pani Zuza spojrzała na parę.
- Na nim jeszcze nie jeździłaś, zobaczymy jak sobie poradzisz.
- odpowiedziała z uśmiechem
-Słyszałam o nim rózne, niezbyt pochwalne, opinie…
-Nie oceniaj go zanim nie zaczniesz jazdy Karina, potrafi być
calkiem milusi.
Po pięciu minutach Weronika z
Karafką zeszli z placu i zaczął się kłus. Ogier szedł nerwowym
krokiem, co jakiś czas spoglądał na leżące drążki. Amazonka
próbowała skupić uwagę konia na sobie, ale nie szło jej to
najlepiej. Instruktorka zalecała wjeżdżanie na wolty na
luźniejszej wodzy, żeby Flamenco opuścił leb w poszukiwaniu
kontaktu. Karina niechętnie wykonała polecenie, nie będąc pewna
czy jest to dobry pomysł. Faktycznie, pochylił łeb, ale tylko na
chwilę, bo poderwał ją w górę od razu. Na trybunę weszła
Weronika, która zdążyła już oporządzić Karafkę i odprowadzić
ją na pastwisko. Trzymała kciuki za siostrę.
Po kilku łapaniach kontaktu i zmianach kierunku oraz przerwie, para
miała pojechać drążki w kłusie. Najpierw rozbujali konia na
prostej, a potem pani Zuza wraz z Weroniką podsunęły drążek na
ślad. Jednak gdy tylko znalazł się w zasięgu wzroku konia, ten
się spiął i przeszedł do stępa i stój. I tak za każdym razem.
Ostatecznie na koniec udało się przejechać, ale niemal przefrunął
nad drążkiem zamiast spokojnie przejść. To jednak już był jakiś
sukces! Reszta jazdy skoncentrowana była na łapaniu kontaktu i
opuszczaniu łba Flamenco. Zrelaksował się dopiero, gdy było
przejście do stępa na koniec jazdy. Karina oddała mu wodze na
luźno i instruktorka poszła zawołać grupę. Do Kariny podbiegła
Weronika.
- Z tym koniem jest coś nie tak.
-No co ty nie powiesz –
odparła amazonka, nieco zirytowana
-Jak myślisz, co z nim jest nie tak?
- Totalnie nie mam pojęcia, nie jestem zaklinaczem koni. Może
wymaga nieco pracy z ziemi, albo zmiany otoczenia…
W tym momencie blondynka się rozpromieniła.
-A może byś pojechała na nim w teren jutro? Pan Darek
organizuje wyjazd dla wolontariuszy, mogłabyś się spytać czy
możesz jechać na Flamku.
Karina się zastanowiła i powiedziała, że pomyśli. Rozmowę
przerwała im pięcioosobowa grupa, która wchodziła na plac.
Jak skończyła oporządzanie Flamenco poszła do świetlicy czegoś
się napić, temperatura rosła z dnia na dzień. Nalała sobie
chłodnej lemoniady i zobaczyła jak wchodzi do pomieszczenia jeden z
instruktorów, pan Dariusz. Każdy w stajni go lubił: zawsze
uśmiechnięty, nigdy się nie denerwował. Każdy chciał, by
zdradził im sekret jak on wytrzymuje swoich uczniów ze stoickim
spokojem. A pan Darek zawsze powtarzał jedno:
-Po co się denerwować? To do niczego nie prowadzi.
Takimi słowami właśnie przywitał się z Kariną, która miała
naburmuszoną minę. Nie była zadowolona z treningu z Flamenco.
Wprawdzie miała kilka razy problemy z końmi, ale zawsze jakoś się
samo układało po jakimś czasie na jeździe. A z andaluzem było
jakoś inaczej. Opisała sytuację instruktorowi, a ten się tylko
uśmiechnął.
-A wiesz, że każdy tak mówi o Flamenco? -
zapytał
-Wiem. Weronika mi powiedziała przed jazdą.
-I z takim nastawieniem wsiadłaś?
-No tak, lubię wiedzieć co mnie czeka.
Mężczyzna usiadł na ławce.
-Czasami musisz wrzucić na luz. Opinie innych są ważne, ale to
ty musisz sama sobie wyrabiać zdanie. Dołączasz jutro na nasz
teren?
-Właśnie miałam się pytać, czy mogę pojechać na Flamenco.
Pan Dariusz się uśmiechnął i przytaknął głową. Karina
podziękowała mu i wyszła na podwórze.
Tam na jazdę szykowała się kolejna grupka. Tym razem były to
dwie córki pana Darka: Kinga i Maja. Na rozpisce miały wpisane dwa
kuce, na których jeszcze nie jeździły, a mianowicie Bingo i
Grappę. Zauważyły jak Karina do nich idzie i od razu do niej
podeszły z prośbą o pomoc w zabraniu woich wierzchowców z boksów.
- Przecież zawsze bierzecie konie samodzielnie dziewczyny.
Maja wbiła wzrok w ziemię.
- Ale trochę się ich boimy. Pół biedy z Bingo bo on podobno
jest fajny. Ale Grappa jest niegrzeczna.
Brunetka uśmiechnęła się.
- To chodźmy po nią razem, zobaczymy czy jest z niej takie
ziółko jak mówią.
W stajni Grappa i Bingo stali obok siebie, więc było im łatwo je
zabrać. Jako pierwsza ze stajni wyszła Kinga: wystarczyło, że się
przywitała z gniadym ogierkiem i od razu go polubiła. Natomiast
Grappa nie była aż tak łatwa w obsłudze.
Wyczyść umysł, podejdź do niej z czystą kartą –
mówiła sobie Karina.
Wzięła głęboki oddech i wystawiła rękę do przodu. Łaciata
klaczka od razu się zainteresowała, a może tam leży smakołyk?
Jednak nie leżał… ale przynajmniej udało się ją zapiąć na
uwiąz! Dziewczyny zaśmiały się, udało im się ją nabrać!
- Widzisz Maja? To jest bardzo fajny kuc, trzeba tylko się trochę
z nią pobawić i przechytrzyć.
- Taki…. Hucułek chytrusek?
- Dokładnie tak!
Maja rozpromieniła się i wyszła ze stajni mówiąc:
- Chodź Grapciu, pobawimy się trochę przy czyszczeniu!
Karina zaśmiała się i uderzyło ją to, jak tak naprawdę powinna
podejść do Flamenco.
Jutro dam mu nową szansę – postanowiła.
Poszła szukać Weroniki, już był czas by jechać do domu. Jutro
będzie ciekawy dzień…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz