niedziela, 3 maja 2020

Do Flamenco trzeba dwojga - rozdział I


I
Piękny czerwcowy poranek. W perspektywie wakacje i ciepłe dni pełne zabawy i… koni! Z tą myślą wstała Weronika w ostatnią sobotę przed końcem roku szkolnego. Wprost nie mogła się doczekać spędzania całych dni ze swoim ulubionym koniem, Pastelem. Nie mówiąc o przyjaciółkach i chłopaku. Ubrała się, chwyciła w biegu ciastko…
- Nie myśl, że wyjedziemy zanim zjemy coś porządnego.
To Karina, jej siostra. Zdała niedawno prawo jazdy i dzięki temu mogły jeździć samochodem zamiast PKS. Dziewczyny na pierwszy rzut oka totalnie nie wyglądały na siostry. Karina miała czarne włosy do ramion, a Weronika z kolei blond za łopatki. Karina lubiła się ładnie i sportowo ubrać do stajni, a Weronika.. zgadliście, ubierała cokolwiek. No i tak jak w tej sytuacji. Blondynka najchętniej nic by nie jadła przed wyjściem, ale na szczęście starsza siostra czuwała na straży porządnych śniadań. Wstawiła chleb do tostera.
- Nie rób takiej miny, tylko wstaw wodę na herbatę. Będzie szybciej.
- Czy ty chociaż raz nie możesz wrzucić na luz rano? - rzuciła Weronika z wyrzutem
- Mogłabym, ale wtedy byłabyś głodna już o jedenastej.
Na to już Weronika nie wiedziała co odpowiedzieć, więc usiadła przy stole w kuchni. Z sypialni rodziców doszedł hałas, znaczący że też właśnie wstali. Po chwili byli już na dole.
- Hej dziewczyny, wy jeszcze w domu? - zapytał ojciec
- Też się właśnie dziwię! - odpowiedziała z wyrzutem Weronika
Karina uśmiechnęła się pod nosem i zalała herbatę. Wyskoczyły tosty z tostera. Mama je wyjęła, nasmarowała masłem i podała na talerzach dziewczynom. Przez chwilę było cicho, gdyż wszyscy jedli lub pili. Jednak gdy tylko Karina skończyła jeść mama miała pytanie.
- O której planujecie powrót do domu?
- Oj to zależy od…
- Karo! Na litość boską! - Weronika już nie mogła usiedzieć na miejscu – Jeśli teraz zaczniecie gadać to nie skończycie do wieczora!
Mama się zaśmiała, Karina przewróciła tylko oczami, ale z uśmiechem. Młodsza z sióstr chwyciła resztkę tosta w rękę i zaczęła się ubierać.
- Ale wiesz, że musisz na mnie poczekać…?
- KARINA NIE OSŁABIAJ MNIE, TY TO ROBISZ SPECJALNIE!
Dopiła herbatę i faktycznie trochę zagęściła ruchy. Dzisiaj miała w planach specjalny trening.

Droga przebiegła w ciszy, bo nadąsana Weronika włączyła głośniej radio. Gdy dojechały na miejsce nie było jeszcze za wiele ludzi.
- No i co marudo, zdążyliśmy.
W odpowiedzi usłyszała jedynie pomruki. Dziewczyny poszły odłożyć swoje manatki do szatni. Po drodze spotkały już dwójkę jeźdźców, najwyraźniej spóźnionych na zajęcia. Tak biegli z siodłami że aż strach patrzeć. Przywitały się i sprawdziły rozpiskę dnia w korytarzu. Jazda Weroniki miała być za godzinę, Karina tuż po niej. Blondynka zamiast swojego ukochanego Pastela dostała mniej lubianą przez nią Karafkę.
- Ale z ciebie szczęściara!
- Wolałabym mojego Pastela. A ty kogo masz?
- Już patrzę…. Flamenco? Nigdy na nim nie jeździłam, ale nie słyszałam o nim za wiele dobrego.
Weronika próbowała odszukać w pamięci, kiedy ktoś jeździł na tym koniu, ale nie umiała sobie przypomnieć. Kary koń andaluzyjski niedawno został zajeżdżony. Ogólnie był grzeczny na jazdach, ale z całego serca nie lubił drążków: obojętnie czy leżały na płasko czy nie. Z tego względu nie dało się z nim nic zrobić: dla początkujących się nie nadawał, a dla zaawansowanych był oznaką płaskiego treningu bez drążków. Siostry odeszły od tablicy i zaczęły się szykować.

Karina miała o wiele więcej czasu, więc postanowiła poznać swojego konia trochę bardziej. Podeszła do stajni szóstej, gdzie stały młode konie i odszukała Flamenco. Doskonale znała jego miejsce – stał obok Pastela, a tam bywały z siostrą bardzo często. Andaluz wystawił pysk do bramki gotowy na pogłaskanie, które otrzymał.
-Hej przystojniaku, mamy dzisiaj jazdę. Cieszysz się?
Dmuchnął na nią i wrócił do skubania słomy.
-No tak, tryskasz entuzjazmem.
Siodlarnia stajni szóstej znajdowała się na drugim jej końcu. To i tak lepiej, reszta stajen miała stajnię obok hali! Karina weszła do boksu konia, zapięła mu uwiąz i poszła na zewnątrz go wyczyścić. Jako, że rzadko chodził, to też rzadko ktoś go czyścił i był cały w kurzu. Zdecydowanie konie korzystały z padoków w pełni. Po chwili Karina miała na sobie więcej kurzu niż on.
- No dzięki. To będzie fantastyczna jazda skoro tak zaczynamy znajomość.
Obrócił do niej łeb i dmuchnął – znowu w twarz biednej Kariny. Uśmiechnęła się i zaczęła rozczesywać mu grzywę, a było co czesać. Flamenco stał spokojnie, co jakiś czas odganiając muchy ogonem. Oczywiście musiał to zrobić gdy brunetka czyściła mu tylne kopyta i oberwała ogonem w twarz. No nie jest to najszlachetniej zachowujący się andaluz – pomyślała. Dokończyła czyszczenie i szybko podbiegła po siodło i ogłowie. Na zegarze było dopiero wpół, ale przynajmniej zdąży z wyprzedzeniem. Zachwyciła się tym, jaki sprzęt miał Flamenco. Czaprak z geometrycznymi wzorami w pastelowych odcieniach i do tego ochraniacze zielone z holograficznego materiału.
-Ale ty jesteś stylowy chłopie, szkoda że się tak nie zachowujesz.
Ubrała go bez większych problemów i, korzystając z nadmiaru czasu, zrobiła mu fryzurę siateczki na grzywie, by się nie zaplątać z wodzami. Trochę to trwało, ale efekt był tego wart! Co się nie dojeździ to się dowygląda. Ruszyli zatem na plac.

Na placu Weronika już stępowała na Karafce, to oznaczało, że następna osoba może już wsiadać. Na placu były całkiem wysokie przeszkody: miały w okolicy metra.
-Widzę, że dzisiaj wysokie loty były! Fajnie chodziła?
Weronika wyjęła nogi ze strzemion i wzruszyła ramionami.
-Tak jak zwykle. Skakała poprawnie ale brakuje tempa w tym wszystkim. Ale ładnie go wyszykowałaś! Co za klasa, co za styl!
Karina się zaśmiała, biorąc pod uwagę to jak się zachowywał, klasa nie jest na pewno jego najmocniejszą stroną. Wyregulowała strzemiona i wsiadła. Koń przez cały czas grzecznie sobie stał, ale jak tylko poczuł jeźdźca, to ruszył stępem nie czekając na sygnał.
-Hej hej kolego, tak się nie bawimy.
Przyhamowała andaluza dosiadem i odrobiną wodzy, na co ładnie zareagował. Przyszła instruktorka i położyła wszystkie przeszkody. Karina patrzyła na to z średnio zadowoloną miną.
- Dlaczego dostałam Flamenco? Co będziemy robić?
Pani Zuza spojrzała na parę.
- Na nim jeszcze nie jeździłaś, zobaczymy jak sobie poradzisz. - odpowiedziała z uśmiechem
-Słyszałam o nim rózne, niezbyt pochwalne, opinie…
-Nie oceniaj go zanim nie zaczniesz jazdy Karina, potrafi być calkiem milusi.
Po pięciu minutach Weronika z Karafką zeszli z placu i zaczął się kłus. Ogier szedł nerwowym krokiem, co jakiś czas spoglądał na leżące drążki. Amazonka próbowała skupić uwagę konia na sobie, ale nie szło jej to najlepiej. Instruktorka zalecała wjeżdżanie na wolty na luźniejszej wodzy, żeby Flamenco opuścił leb w poszukiwaniu kontaktu. Karina niechętnie wykonała polecenie, nie będąc pewna czy jest to dobry pomysł. Faktycznie, pochylił łeb, ale tylko na chwilę, bo poderwał ją w górę od razu. Na trybunę weszła Weronika, która zdążyła już oporządzić Karafkę i odprowadzić ją na pastwisko. Trzymała kciuki za siostrę.

Po kilku łapaniach kontaktu i zmianach kierunku oraz przerwie, para miała pojechać drążki w kłusie. Najpierw rozbujali konia na prostej, a potem pani Zuza wraz z Weroniką podsunęły drążek na ślad. Jednak gdy tylko znalazł się w zasięgu wzroku konia, ten się spiął i przeszedł do stępa i stój. I tak za każdym razem. Ostatecznie na koniec udało się przejechać, ale niemal przefrunął nad drążkiem zamiast spokojnie przejść. To jednak już był jakiś sukces! Reszta jazdy skoncentrowana była na łapaniu kontaktu i opuszczaniu łba Flamenco. Zrelaksował się dopiero, gdy było przejście do stępa na koniec jazdy. Karina oddała mu wodze na luźno i instruktorka poszła zawołać grupę. Do Kariny podbiegła Weronika.
- Z tym koniem jest coś nie tak.
-No co ty nie powiesz – odparła amazonka, nieco zirytowana
-Jak myślisz, co z nim jest nie tak?
- Totalnie nie mam pojęcia, nie jestem zaklinaczem koni. Może wymaga nieco pracy z ziemi, albo zmiany otoczenia…
W tym momencie blondynka się rozpromieniła.
-A może byś pojechała na nim w teren jutro? Pan Darek organizuje wyjazd dla wolontariuszy, mogłabyś się spytać czy możesz jechać na Flamku.
Karina się zastanowiła i powiedziała, że pomyśli. Rozmowę przerwała im pięcioosobowa grupa, która wchodziła na plac.
Jak skończyła oporządzanie Flamenco poszła do świetlicy czegoś się napić, temperatura rosła z dnia na dzień. Nalała sobie chłodnej lemoniady i zobaczyła jak wchodzi do pomieszczenia jeden z instruktorów, pan Dariusz. Każdy w stajni go lubił: zawsze uśmiechnięty, nigdy się nie denerwował. Każdy chciał, by zdradził im sekret jak on wytrzymuje swoich uczniów ze stoickim spokojem. A pan Darek zawsze powtarzał jedno:
-Po co się denerwować? To do niczego nie prowadzi.
Takimi słowami właśnie przywitał się z Kariną, która miała naburmuszoną minę. Nie była zadowolona z treningu z Flamenco. Wprawdzie miała kilka razy problemy z końmi, ale zawsze jakoś się samo układało po jakimś czasie na jeździe. A z andaluzem było jakoś inaczej. Opisała sytuację instruktorowi, a ten się tylko uśmiechnął.
-A wiesz, że każdy tak mówi o Flamenco? - zapytał
-Wiem. Weronika mi powiedziała przed jazdą.
-I z takim nastawieniem wsiadłaś?
-No tak, lubię wiedzieć co mnie czeka.
Mężczyzna usiadł na ławce.
-Czasami musisz wrzucić na luz. Opinie innych są ważne, ale to ty musisz sama sobie wyrabiać zdanie. Dołączasz jutro na nasz teren?
-Właśnie miałam się pytać, czy mogę pojechać na Flamenco.
Pan Dariusz się uśmiechnął i przytaknął głową. Karina podziękowała mu i wyszła na podwórze.
Tam na jazdę szykowała się kolejna grupka. Tym razem były to dwie córki pana Darka: Kinga i Maja. Na rozpisce miały wpisane dwa kuce, na których jeszcze nie jeździły, a mianowicie Bingo i Grappę. Zauważyły jak Karina do nich idzie i od razu do niej podeszły z prośbą o pomoc w zabraniu woich wierzchowców z boksów.
- Przecież zawsze bierzecie konie samodzielnie dziewczyny.
Maja wbiła wzrok w ziemię.
- Ale trochę się ich boimy. Pół biedy z Bingo bo on podobno jest fajny. Ale Grappa jest niegrzeczna.
Brunetka uśmiechnęła się.
- To chodźmy po nią razem, zobaczymy czy jest z niej takie ziółko jak mówią.

W stajni Grappa i Bingo stali obok siebie, więc było im łatwo je zabrać. Jako pierwsza ze stajni wyszła Kinga: wystarczyło, że się przywitała z gniadym ogierkiem i od razu go polubiła. Natomiast Grappa nie była aż tak łatwa w obsłudze.
Wyczyść umysł, podejdź do niej z czystą kartą – mówiła sobie Karina.
Wzięła głęboki oddech i wystawiła rękę do przodu. Łaciata klaczka od razu się zainteresowała, a może tam leży smakołyk? Jednak nie leżał… ale przynajmniej udało się ją zapiąć na uwiąz! Dziewczyny zaśmiały się, udało im się ją nabrać!
- Widzisz Maja? To jest bardzo fajny kuc, trzeba tylko się trochę z nią pobawić i przechytrzyć.
- Taki…. Hucułek chytrusek?
- Dokładnie tak!
Maja rozpromieniła się i wyszła ze stajni mówiąc:
- Chodź Grapciu, pobawimy się trochę przy czyszczeniu!
Karina zaśmiała się i uderzyło ją to, jak tak naprawdę powinna podejść do Flamenco.
Jutro dam mu nową szansę – postanowiła.
Poszła szukać Weroniki, już był czas by jechać do domu. Jutro będzie ciekawy dzień…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz