II
Karina wróciła do domu absolutnie
padnięta, ale mimo tego nie mogła zasnąć. Z nerwów – co to
będzie w terenie? Udało jej się jednak odpłynąć w krainę snów
na jakiś czas, ale nie wstała w najlepszej formie. Spakowała
się i zeszła na dół. Tam już była Weronika, czekała na siostrę
ze śniadaniem. Karo się nieco zdziwiła, widok był doprawdy
niecodzienny. Blondynka od razu pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Uznałam, że jak wstanę szybciej i zrobię śniadanie, to
szybciej wyjedziemy.
Zaśmiały się obie i na spokojnie zjadły parówki i jajecznicę.
Miały naprawdę masę czasu do początku jazdy. Karina posprzątała
po śniadaniu i zaczęły się pakować.
- Na kim jedziesz Werka?
Dziewczyna zastanowiła się.
- Chciałam na Pastela wsiąść, ale sama nie wiem czy nie
powinnam wziąć kogoś innego. Może coś podpowiesz?
- Hmmm… ja biorę Flamenco, może weźmiesz Macho? Będziemy we
dwie na andaluzach, może być zabawnie.
Weronice spodobał się ten pomysł, rzadko miała okazję jeździć
na Macho, dosłownie dwa lub trzy razy. Wsiadły do auta i ruszyły
w trasę.
Tym razem przyjechały gdy był już gwar na podwórzu. Najmłodsi
wolontariusze omiatali stanowiska do czyszczenia i podlewali kwiaty.
Ci starsi natomiast powoli zaczynali się szykować w wolontariacki
teren. Weronika od razu wypatrzyła swoje najlepsze przyjaciółki:
Magdę, Sarę i Agatę. Każda z nich miała swojego ulubieńca, ale
też zostały namówione na zmiany koni. Grafik był niesamowicie
pokreślony ich sugestiami, koniec końców markerem, z milionami
strzałek zostały napisane ostateczne wybory. Karina, oczywiście,
miała Flamenco. Weronika – Macho. Magda, która uwielbiała
gniadego skoczka o imieniu Maxihammer, dostała ujeżdżeniowego
Funfundzwanzig. Agata, uwielbiająca spokojną, ale zawsze pomagającą
w razie pomyłki, Sumę dostała trochę bardziej wymagającą
Topolę. O tyle dobrze, że oba konie są siwe! Natomiast Sara, która
całkiem lubiła szkółkową i spokojną Darkię postanowiła się
zmierzyć z sportowym, acz też spokojnym, Minaretem. Oprócz nich w
terenie miały pojawić się jeszcze cztery osoby i pan Dariusz,
który też był widziany z koniem, który niezbyt do niego pasował.
Przynajmniej wizualnie.
-Freestyle? - zdziwiła
się Sara – przecież on nas wszystkich poniesie w pole.
Instruktor uśmiechnął się do Kariny.
- A może nie pod panem Darkiem? Nie oskrażajmy Styla od razu,
może się spisze?
I grupka rozeszła się szykować swoje wierzchowce.
Brunetka podeszła do boksu w stajni młodziaków. Flamenco ją
rozpoznał, nie podszedł do niej ciekawsko, praktycznie zignorował.
Ale była na to przygotowana. Wyjęła z kieszeni koński smakołyk i
skusiła go by podszedł.
- Hej, jestem Karina, a ty? Poznajmy się na nowo -
powiedziała z uśmiechem.
No przysmakowi nie mógł odmówić, zjadł z chęcią i trącił jej
kieszeń, by sprawdzić czy ma coś jeszcze. Dziewczyna się
uśmiechnęła. Polubiła tego konia, potrafi być naprawdę
rozczulający. Wzięła andaluza na uwiąz i powędrowała do
stanowisk do czyszczenia. Nie miała ochoty stać sama przy kółku
obok stajni.
Czyszczenie przebiegło w wesołej atmosferze. Flamenco po prostu
był sobą – parskał tam gdzie nie powinien, nadepnął raz Karinę
i strącił siodło ze stojaka. Drużyna w szampańskich nastrojach
wyruszyła na duży plac, aby wsiąść, wyregulować strzemiona,
popręgi i trochę postępować. Karina nie musiała nic regulować,
wczoraj na nim jeździła i wszystko pasowało. Flamenco i Macho
wyglądali obok siebie obłędnie. Koniec końców pan Darek dał
sygnał do wyjazdu w kierunku lasu.
Konie szły zrelaksowane, ale wciąż dość czujne. Freestyle co
jakiś czas próbował zakłusować, ale doswiadczony instruktor
umiał sobie z tym poradzić. Wyjechali na dróżkę, na której
można na spokojnie zakłusować. Freestyle zerwał się nagle, ale
po chwili się uspokoił. Flamenco w drugą stronę: niezbyt mu się
chciało jechać kłusem, najchętniej to by cały czas jechał
stępem. Macho natomiast wesoło ruszył, dopiero wtedy kary ogier
pojechał szybszym chodem. Karina była na całkowitym luzie,
cieszyła się chwilą. Z czasem koń również zaczął się cieszyć
jazdą na wolności. Po chwili przerwy przyszedł czas na galop.
Instruktor Dariusz dał Stylowi sygnał i ogier puścił się do
przodu, ciężko było go opanować. Drugim koniem w kolejności był
na szczęście w pełni opanowany Minaret, który spokojnie poczekał
na sygnał swojej amazonki. Sara postanowiła trochę odczekać, aż
instruktor opanuje swojego rumaka, ale zobaczyła jak wyprzedza ją
Zbigniew na arabskiej Sonacie w pełnym galopie. Andaluzy również
się rwały do galopu. Dało się usłyszeć pana Darka:
- No co tak wolno, spróbujcie mnie dogonić!
I wszyscy pojechali galopem gonić
czołowego. Flamenco był tak nakręcony i radosny, że nawet sobie
niespodziewanie bryknął, na szczęście Karina to wysiedziała. W
tym szaleńczym pościgu nie miała za bardzo czasu na myślenie, ale
przebiegła jej przez głowę jedna myśl: mogła związać Flamkowi
grzywę. Prawie nic nie widziała, przez to, że wpadała jej do
oczu!
Koniec końców grupa dogoniła instruktora, jako pierwszy
oczywiście był Zbigniew z Sonatą – jej rzadko kto umiał
dorównać szybkością. Rozkłusowali konie na miłej, leśnej
dróżce i przeszli do stępa. Nawet Freestyle trzymał już łeb w
dole i nie w głowie było mu brykanie. Zarówno jeźdźcy, jak i
konie, nie mieli sił i marzyli, by dojechać do stajni.
Zsiadanie odbyło się na dużym placu. Jeźdźcy odprowadzili je
potem na stanowisko do czyszczenia i rozsiodływali dzieląc się
wrażeniami. Najbardziej rozemocjonowane były najmłodsze
uczestniczki terenu: Maja i Kinga. Pan Dariusz to ich ojciec i
doskonale wiedział, że na tych koniach dadzą sobie radę. Maja
dostała szetlandkę Mimozę, a Kinga mini szetlandkę Góralkę –
oba kucyki są absolutnymi aniołkami, ale umieją dać moc w
galopie. Cała reszta wolontariuszy nie miała sił by rozmawiać i
sluchali relacji sióstr.
- A najlepsze było jak nas Sonata wyprzedziła! Prawie nie
utrzymałam Mimozy, też chciała pobiegać!
Wolontariusze kończyli rozczyszczać konie i została jeszcze jedna
rzecz…
- Kto pierwszy do myjki! -
krzyknęła Magda i ze swoim siwkiem pobiegła do miejsca, gdzie
można było koniowi spłukać nogi
Od razu stworzyła tam się kolejka,
Karina jednak miała inny pomysł. Wzięła wiaderko, podeszła do
biura i napełniła je wodą. Po czym zamoczyła szczotkę i w ten
sposób dała ochłodę nogom Flamenco. Ten stał i prawie
przysypiał. Gdy skończyła, podrapała go między uszami.
- Wiesz co, podoba mi się ten twój styl życia. Ale musimy też
trochę popracować, wiesz o tym?
Parsknął, oczywiście prosto w twarz Kariny.
- No… jest to jedna z tych rzeczy które niezbyt w tobie lubię.
Ale nawet to ma swój urok.
-O, rozmawiasz z koniem! To już coś! -
Weronika wracała z mokrym Macho by mu zdjąć nadmiar wody z
sierści.
- Tak, polubiliśmy się. Chciałabym z nim popracować trochę
częściej.
Zaśmiały się obie, Macho przejechał pyskiem po plecach Werki,
zostawiając jej na plecach brudną pamiątkę.
- Czy bycie okropnym fleją to wspólna cecha wszystkich
andaluzów? - przewróciła
oczami
- Mam nadzieję, że nie.
Konie zostały odholowane do boksów, powoli na terenie stajni robił
się porządek. Na małym placu była tylko dwójka dzieci na
oprowadzance z panią Darią i panem Dariuszem. Słońce też powoli
zachodziło, część wolontariuszy pojechała do domu. Pani Zuza
zaczęła rozdawać siano, Karina postanowiła do niej podejść.
- Dzień dobry, mogę mieć pytanie?
- Zawsze możesz mieć pytanie, ale czy ono jest do mnie?
- Tak tak.
- Bierz za widły i możemy rozmawiać.
Brunetka chwyciła narzędzie i podeszła do balotu siana. Chwyciła
potężną porcję i dała Hoplicie.
- Następną jazdę mam w czwartek, mogę mieć Flamenco?
- Polubiliście się, hm? Wiedziałam, że odpowiednio do niego
podejdziesz.
Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię.
- W zasadzie to sama bym na to nie wpadła. Pomógł mi…
- Pan Darek? Wiedziałam, że ci pomoże. Kto jak nie on?
Zaśmiały się.
- Czyli mogę Flamka?
- Oczywiście. Ale następnym razem już bierzesz kogoś innego,
nie możesz ciągle go brać, nawet Weronika robi sobie przerwy od
Pastela – powiedziała z
uśmiechem instruktorka, nabierając porcję siana.
Do stajni weszła Weronika z Agatą,
żeby pomóc z rozdawaniem siana. Zostały skierowane już do
kolejnej stajni, tu już była końcówka pracy.
Po godzinie konie były najedzone
zarówno sianem jak i owsem i innymi dodatkami. Weronika i Karina
zapakowały plecaki i podeszły jeszcze do stajni młodziaków
pożegnać się z
ulubieńcami. Wsiadły do
samochodu i ruszyły do domu, gdzie od razu padły wykończone na
łóżka i zasnęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz