poniedziałek, 4 maja 2020

Do Flamenco trzeba dwojga - rozdział 2


II

Karina wróciła do domu absolutnie padnięta, ale mimo tego nie mogła zasnąć. Z nerwów – co to będzie w terenie? Udało jej się jednak odpłynąć w krainę snów na jakiś czas, ale nie wstała w najlepszej formie. Spakowała się i zeszła na dół. Tam już była Weronika, czekała na siostrę ze śniadaniem. Karo się nieco zdziwiła, widok był doprawdy niecodzienny. Blondynka od razu pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Uznałam, że jak wstanę szybciej i zrobię śniadanie, to szybciej wyjedziemy.
Zaśmiały się obie i na spokojnie zjadły parówki i jajecznicę. Miały naprawdę masę czasu do początku jazdy. Karina posprzątała po śniadaniu i zaczęły się pakować.
- Na kim jedziesz Werka?
Dziewczyna zastanowiła się.
- Chciałam na Pastela wsiąść, ale sama nie wiem czy nie powinnam wziąć kogoś innego. Może coś podpowiesz?
- Hmmm… ja biorę Flamenco, może weźmiesz Macho? Będziemy we dwie na andaluzach, może być zabawnie.
Weronice spodobał się ten pomysł, rzadko miała okazję jeździć na Macho, dosłownie dwa lub trzy razy. Wsiadły do auta i ruszyły w trasę.

Tym razem przyjechały gdy był już gwar na podwórzu. Najmłodsi wolontariusze omiatali stanowiska do czyszczenia i podlewali kwiaty. Ci starsi natomiast powoli zaczynali się szykować w wolontariacki teren. Weronika od razu wypatrzyła swoje najlepsze przyjaciółki: Magdę, Sarę i Agatę. Każda z nich miała swojego ulubieńca, ale też zostały namówione na zmiany koni. Grafik był niesamowicie pokreślony ich sugestiami, koniec końców markerem, z milionami strzałek zostały napisane ostateczne wybory. Karina, oczywiście, miała Flamenco. Weronika – Macho. Magda, która uwielbiała gniadego skoczka o imieniu Maxihammer, dostała ujeżdżeniowego Funfundzwanzig. Agata, uwielbiająca spokojną, ale zawsze pomagającą w razie pomyłki, Sumę dostała trochę bardziej wymagającą Topolę. O tyle dobrze, że oba konie są siwe! Natomiast Sara, która całkiem lubiła szkółkową i spokojną Darkię postanowiła się zmierzyć z sportowym, acz też spokojnym, Minaretem. Oprócz nich w terenie miały pojawić się jeszcze cztery osoby i pan Dariusz, który też był widziany z koniem, który niezbyt do niego pasował. Przynajmniej wizualnie.
-Freestyle? - zdziwiła się Sara – przecież on nas wszystkich poniesie w pole.
Instruktor uśmiechnął się do Kariny.
- A może nie pod panem Darkiem? Nie oskrażajmy Styla od razu, może się spisze?
I grupka rozeszła się szykować swoje wierzchowce.

Brunetka podeszła do boksu w stajni młodziaków. Flamenco ją rozpoznał, nie podszedł do niej ciekawsko, praktycznie zignorował. Ale była na to przygotowana. Wyjęła z kieszeni koński smakołyk i skusiła go by podszedł.
- Hej, jestem Karina, a ty? Poznajmy się na nowo - powiedziała z uśmiechem.
No przysmakowi nie mógł odmówić, zjadł z chęcią i trącił jej kieszeń, by sprawdzić czy ma coś jeszcze. Dziewczyna się uśmiechnęła. Polubiła tego konia, potrafi być naprawdę rozczulający. Wzięła andaluza na uwiąz i powędrowała do stanowisk do czyszczenia. Nie miała ochoty stać sama przy kółku obok stajni.

Czyszczenie przebiegło w wesołej atmosferze. Flamenco po prostu był sobą – parskał tam gdzie nie powinien, nadepnął raz Karinę i strącił siodło ze stojaka. Drużyna w szampańskich nastrojach wyruszyła na duży plac, aby wsiąść, wyregulować strzemiona, popręgi i trochę postępować. Karina nie musiała nic regulować, wczoraj na nim jeździła i wszystko pasowało. Flamenco i Macho wyglądali obok siebie obłędnie. Koniec końców pan Darek dał sygnał do wyjazdu w kierunku lasu.

Konie szły zrelaksowane, ale wciąż dość czujne. Freestyle co jakiś czas próbował zakłusować, ale doswiadczony instruktor umiał sobie z tym poradzić. Wyjechali na dróżkę, na której można na spokojnie zakłusować. Freestyle zerwał się nagle, ale po chwili się uspokoił. Flamenco w drugą stronę: niezbyt mu się chciało jechać kłusem, najchętniej to by cały czas jechał stępem. Macho natomiast wesoło ruszył, dopiero wtedy kary ogier pojechał szybszym chodem. Karina była na całkowitym luzie, cieszyła się chwilą. Z czasem koń również zaczął się cieszyć jazdą na wolności. Po chwili przerwy przyszedł czas na galop. Instruktor Dariusz dał Stylowi sygnał i ogier puścił się do przodu, ciężko było go opanować. Drugim koniem w kolejności był na szczęście w pełni opanowany Minaret, który spokojnie poczekał na sygnał swojej amazonki. Sara postanowiła trochę odczekać, aż instruktor opanuje swojego rumaka, ale zobaczyła jak wyprzedza ją Zbigniew na arabskiej Sonacie w pełnym galopie. Andaluzy również się rwały do galopu. Dało się usłyszeć pana Darka:
- No co tak wolno, spróbujcie mnie dogonić!
I wszyscy pojechali galopem gonić czołowego. Flamenco był tak nakręcony i radosny, że nawet sobie niespodziewanie bryknął, na szczęście Karina to wysiedziała. W tym szaleńczym pościgu nie miała za bardzo czasu na myślenie, ale przebiegła jej przez głowę jedna myśl: mogła związać Flamkowi grzywę. Prawie nic nie widziała, przez to, że wpadała jej do oczu!

Koniec końców grupa dogoniła instruktora, jako pierwszy oczywiście był Zbigniew z Sonatą – jej rzadko kto umiał dorównać szybkością. Rozkłusowali konie na miłej, leśnej dróżce i przeszli do stępa. Nawet Freestyle trzymał już łeb w dole i nie w głowie było mu brykanie. Zarówno jeźdźcy, jak i konie, nie mieli sił i marzyli, by dojechać do stajni.

Zsiadanie odbyło się na dużym placu. Jeźdźcy odprowadzili je potem na stanowisko do czyszczenia i rozsiodływali dzieląc się wrażeniami. Najbardziej rozemocjonowane były najmłodsze uczestniczki terenu: Maja i Kinga. Pan Dariusz to ich ojciec i doskonale wiedział, że na tych koniach dadzą sobie radę. Maja dostała szetlandkę Mimozę, a Kinga mini szetlandkę Góralkę – oba kucyki są absolutnymi aniołkami, ale umieją dać moc w galopie. Cała reszta wolontariuszy nie miała sił by rozmawiać i sluchali relacji sióstr.
- A najlepsze było jak nas Sonata wyprzedziła! Prawie nie utrzymałam Mimozy, też chciała pobiegać!
Wolontariusze kończyli rozczyszczać konie i została jeszcze jedna rzecz…
- Kto pierwszy do myjki! - krzyknęła Magda i ze swoim siwkiem pobiegła do miejsca, gdzie można było koniowi spłukać nogi
Od razu stworzyła tam się kolejka, Karina jednak miała inny pomysł. Wzięła wiaderko, podeszła do biura i napełniła je wodą. Po czym zamoczyła szczotkę i w ten sposób dała ochłodę nogom Flamenco. Ten stał i prawie przysypiał. Gdy skończyła, podrapała go między uszami.
- Wiesz co, podoba mi się ten twój styl życia. Ale musimy też trochę popracować, wiesz o tym?
Parsknął, oczywiście prosto w twarz Kariny.
- No… jest to jedna z tych rzeczy które niezbyt w tobie lubię. Ale nawet to ma swój urok.
-O, rozmawiasz z koniem! To już coś! - Weronika wracała z mokrym Macho by mu zdjąć nadmiar wody z sierści.
- Tak, polubiliśmy się. Chciałabym z nim popracować trochę częściej.
Zaśmiały się obie, Macho przejechał pyskiem po plecach Werki, zostawiając jej na plecach brudną pamiątkę.
- Czy bycie okropnym fleją to wspólna cecha wszystkich andaluzów? - przewróciła oczami
- Mam nadzieję, że nie.

Konie zostały odholowane do boksów, powoli na terenie stajni robił się porządek. Na małym placu była tylko dwójka dzieci na oprowadzance z panią Darią i panem Dariuszem. Słońce też powoli zachodziło, część wolontariuszy pojechała do domu. Pani Zuza zaczęła rozdawać siano, Karina postanowiła do niej podejść.
- Dzień dobry, mogę mieć pytanie?
- Zawsze możesz mieć pytanie, ale czy ono jest do mnie?
- Tak tak.
- Bierz za widły i możemy rozmawiać.
Brunetka chwyciła narzędzie i podeszła do balotu siana. Chwyciła potężną porcję i dała Hoplicie.
- Następną jazdę mam w czwartek, mogę mieć Flamenco?
- Polubiliście się, hm? Wiedziałam, że odpowiednio do niego podejdziesz.
Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię.
- W zasadzie to sama bym na to nie wpadła. Pomógł mi…
- Pan Darek? Wiedziałam, że ci pomoże. Kto jak nie on?
Zaśmiały się.
- Czyli mogę Flamka?
- Oczywiście. Ale następnym razem już bierzesz kogoś innego, nie możesz ciągle go brać, nawet Weronika robi sobie przerwy od Pastela – powiedziała z uśmiechem instruktorka, nabierając porcję siana.
Do stajni weszła Weronika z Agatą, żeby pomóc z rozdawaniem siana. Zostały skierowane już do kolejnej stajni, tu już była końcówka pracy.

Po godzinie konie były najedzone zarówno sianem jak i owsem i innymi dodatkami. Weronika i Karina zapakowały plecaki i podeszły jeszcze do stajni młodziaków pożegnać się z ulubieńcami. Wsiadły do samochodu i ruszyły do domu, gdzie od razu padły wykończone na łóżka i zasnęły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz