niedziela, 10 maja 2020

Do Flamenco trzeba dwojga - rozdział 3 FINAŁ


III
Czwartek w stajni był już dniem wakacyjnym, więc było mnóstwo ludzi, był to drugi dzień obozu jeździeckiego. Siostry były spakowane na cały dzień pełen wrażeń. Wzięły ze sobą jakiś obiad, który zrobiły poprzedniego dnia w nocy do odgrzania, zjadły śniadanie i ruszyły do Stajni Taurus.

Weronika zauważyła swojego chłopaka, Adama. Na koniec roku miał ciężki okres w szkole, ale teraz jest wolnym człowiekiem. Blondynka od razu rzuciła mu się w ramiona. Karina wzięła plecaki, zamknęła auto i ruszyła prosto do świetlicy. Tam już zaczynała się wrzawa na obozowe zajęcia po jazdach. Dni były dosyć ciepłe i jeźdźcy obozowi uznali, że wolą mieć zajęcia na placu o 7 rano kiedy gzy nie gryzą, albo wyjechać w teren niż siedzieć na hali. Dzięki temu pani Zuza mogła zrobić Karinie i Flamenco jazdę właśnie w tym terminie. Ten turnus był dla najmłodszych – trwał tylko 4 dni, ale kucyki i tak będą miały odpoczynek po tej grupie!
-Dzień dobry wszystkim! - przywitała się
-Karina! - podbiegła do niej dziewczynka w rudych kitkach
-Hej Zośka! Jesteś na obozie?
Dostała odpowiedź twierdzącą. Zosia to radosna i bardzo odważna dziewczynka. Uwielbia adrenalinę. Spytała się Kariny, o której będzie jeździć. Usłyszała to pani Zuza.
-Karina wsiada za półtorej godziny, pouczymy się dzisiaj na jej przykładzie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, Karo?
-Czuję się zaszczycona!
Obozowicze ucieszyli się i dali temu wyraz radosnym okrzykiem. Karina zabrała swoje rzeczy do jazdy i poszła się przebrać.

Ubrana na zielono (no halo, musi pasować do sprzętu Flamka!) wyszła ze swietlicy do stajni młodziaków, nie było to daleko. Najpierw chciała przynieść sprzęt, a potem dopiero konia, by nie musiał czekać i się nudzić. Znając jego grację mógłby się zaplątać, albo utknąć… Lepiej nie myśleć. Tym razem będzie go szykować przy kółku.

Jak tylko Flamenco usłyszał kroki zbliżające się w jego stronę, wysunął łeb z boksu, by sprawdzić kto idzie. Na widok Kariny machnął głową.
- No hej, kochany, jak się masz?
Dała mu przysmak, zaczepiła uwiąz i wyszła ze stajni go wyszczotkować. Jeździli na hali i nie planowali szaleństw, ale i tak wolała zrobić mu na grzywie warkocze. Na ogonie zaplotła mu dobierańca – w końcu będą mieć publiczność! Karina uwielbiała widownię, ale często się stresowała – była perfekcjonistką. Bała się źle wypaść. Cały sprzęt był już na koniu, amazonka również była gotowa. Zdjęła swojemu koniowi kantar z szyi i zauważyła, że obozowicze już idą na halę na trybuny. Od razu zawiązał jej się supełek w żołądku. Flamenco zaczął się udzielać stres i zaczął niespokojnie iść. Dotarli koniec końców na halę. Na trybunach była również Weronika, jej kumpele oraz Adam, zaciskający kciuki.
- Dzisiaj, moi drodzy, zobaczycie pracę z młodym, wrażliwym koniem jakim jest ten rumak. Kto wie jak on ma na imię?
Zapadła cisza. Odezwała się Weronika.
- To najlepszy na świecie Flamenco i jeździec światowej klasy Karina Milewska!
Dzieci się zaśmiały. Karina się uśmiechnęła i wsiadła na konia. Na początku jazdy zostało objaśnione na czym będą polegać ćwiczenia. Najpierw będzie trening jazdy na woltach, a później przejście do położonych płasko drążków w kłusie. Na trybunach panowała cisza, obozowicze obserwowali jak ich starsza koleżanka jeździ i chłonęli wiedzę. Karina zaczęła się stresować, koń zaczął to odczuwać. Instruktorka stała pośrodku i zaczęła to dostrzegać.
- Okej, wjedźcie teraz na woltę.
Flamenco znów zaczął potrząsać głową i kłusować drobnymi kroczkami.
- I teraz widzicie jak wygląda zestresowany jeździec.
Karina spojrzała przepraszająco, ale pani Zuza od razu ją uspokoiła.
- Karina została uprzedzona co do tego konia i zaczęła przygodę z nim od nerwów i złego nastawienia. W niedzielę mieli miłe przygody w terenie, chyba nawet się polubili. Teraz, gdy jest publiczność, znów zaczyna się stres, co widać po koniu.
Amazonka dostała polecenie, żeby sobie rozluźnić plecy. Spróbowała to wykonać, trochę się uspokoić i zapomnieć o publiczności. Wyjechała z wolty i zrobiła kilka głębokich wdechów.
- Chyba już mi lepiej – powiedziała po chwili z lekkim uśmiechem
Widać to było po koniu. Chodził rozluźniony, złapał chętnie kontakt i czekał na dalsze polecenia. Instruktorka kontynuowała.
- Flamenco jest koniem bardzo wrażliwym na emocje. Każdy koń jest lustrem naszych uczuć względem świata i niego. Jak my jesteśmy spięci i niechętni do pracy – koń również. Dlatego ważne jest, żebyście się nie stresowali. Każdy z nas słyszał, jaki ten koń jest trudny i nie do jazdy. A teraz zobaczcie jak Karina ładnie z nim wygląda i pracuje. Teraz poproszę Cię o najazd w kłusie na drążki. Spokojnym kłusem na sam środek.
Karina wzięła głęboki oddech i na spokojnie najechała drążki. Tak, jakby to był koń co chodzi w szkółce pod najmłodszymi. Flamenco trochę chciał spłynąć z obranej drogi, ale amazonka wskazała mu łydką, gdzie ma jechać. Zaowocowało to przejazdem w całkiem niezłym stylu, mimo potknięciu się na końcówce. Pochwaliła konia gradem miłych słów, a z trybun poleciały oklaski. Wykonała przejazd jeszcze kilka razy, po czym zagalopowała. Ogier był tak zadowolony, że delikatnie sobie bryknął.

Po jeździe brunetka rozsiodłała konia i postanowiła go umyć.
- Byłeś dzisiaj fantastyczny! Nie ma takiej pary jak my dwoje, co?
Na horyzoncie zjawiła się znajoma twarz. To była Zosia z Asią.
- Karina, świetnie dzisiaj jeździłaś! Też bym chciała mieć taką więź z koniem!
Dziewczyna zaśmiała się.
- To nie chodzi chyba o więź. Po prostu do jazdy konnej trzeba dwojga. Jak koń ma jechać z naburmuszonym lub zestresowanym jeźdźcem to też nie będzie chciał współpracować. Na kogo wsiadacie na jazdę popołudniu?
- Ja na Dianę, a Asia na…
- Wsiadam na Belfra, nie mogę się doczekać! Jest kochany i śliczny!
Cała trójka się zaśmiała.
- Diana jest fajnym koniem dla ciebie, dogadacie się – powiedziała Karina
- Może… Ja tam wolę konie co lubią iść do przodu, a Diana jest chyba na mnie za spokojna.
- No to masz okazję, by się cieszyć jazdą i popracować nad sobą, jak koń ci daje taką możliwość!
Zosia zastanowiła się chwilę i przyznała jej rację. Podziękowały za radę i pobiegły do świetlicy czegoś się napić. Karina kończyła ściągać wodę z Flamenco. Odwiązała go i poszła w stronę stajni, śpiewając Bo do Flamenco trzeba dwojga. Bo to sama prawda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz